Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/10

Ta strona została skorygowana.

by to było godności jego uwłaczało, ale oko miał na wszystko. Chodził, zdawało się tak niby obojętnie z rękami w kieszeniach, najczęściéj z szyją obwiązaną grubo, gdyż cierpiał na gruczoły, czasem nawet w czapce, obracając się flegmatycznie i niedbale, lecz najmniejsze uchybienie czeladzi oka jego nie uszło. Był to człek poważny, stateczny i charakteru bardzo energicznego, co przy częstych w karczmie kłótniach i bójkach, miało ważność swoją.
Czynniejszą od niego na pozór, była otyła, zawsze wyglądająca jakby ją kto tłustością wysmarował, rumiana do zbytku i gadatliwa bez miary, pani Berkowska, któréj imię było Dorota. Jeżeli mąż jéj wiele miał dumy i nosił się z nią, czując grosz w kieszeni, którego się dorobił w pocie czoła i sumienia, stokroć więcéj okazywała jéj jéjmość, córka ekonoma i jak zaręczała, szlachcianka. Berkowskiego, słusznie czy nie, zwano przechrztą, a pani Dorocie nie można było zarzucić nic w tym rodzaju. Pochodziła z najczystszéj krwi ekonomskiéj i była de domo Tundarowiczówna. Jeden Tundarowicz dotąd był rachmistrzem w dobrach panów Rulikowskich, o czém ona wspominała często, zowiąc go stryjem.
Niemała to była praca gospodarzyć w Wygodzie. Pocztowy gościniec prowadził mimo, dzień i noc czuwać było potrzeba, rzadko kiedy drzwi zaryglowywano. Jeden wyjeżdżał, drugi przybywał. — Czysty jarmark — mówiła gospodyni.
Dla drugich dniem spoczynku są niedziele i święta, w Wygodzie przeciwnie, w te dni się najwięcéj gości zbierało. Taki był zwyczaj. Z wiosek sąsiednich zamożniejsze towarzystwo, parobcy, dziewczęta przychodzili tu na tańce. Skrzypce i basetla przybywały także i często do białego dnia wywijano a hukano. Widać to było poniekąd na podłodze wielkiéj izby, albo ogromnie naniesionéj błotem, albo wyszarzanéj tak, że się napierała odnowienia. Jedno w niéj szczególnie miejsce, gdzie deska oburzona do góry się podnosiła, było dla tancerzy nie-