Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/101

Ta strona została przepisana.

— Ale zawsze te długie uszy zajęcze mają w sobie coś złowrogiego — mówił Sylwester.
— W ogrodzie ich pełno, tam się z niemi spotkać tak łatwo, że to nie ma znaczenia. Niech-że się pan Sylwester uspokoi.
Kazimierz siadł tak, aby się mógł pannie przypatrzyć.
— Jakże się pani po Polesiu wydaje ten nasz kraj? — zapytał Zofii.
— Bardzo ładnym, ale nie wiele od niego odmiennym — odparła śmiało panna Morawińska. — Nieszczęśliwe Polesie jest ogadane niesłusznie, bo ma i bardzo ładne pozycye. Ja nie widzę wielkiéj różnicy. Styr miejscami piękniejszy jest od Buga.
Podkomorzyna słuchała z uśmiechem.
— Jak ja to lubię — rzekła — gdy każdy swój kątek kocha-
Sylwestrowi o mało się nie wyrwało:
— I gdy każdy w swoim kątku siedzi — lecz się wstrzymał jakoś, i chcąc inaczéj obrócić rozmowę, wystąpił daleko mniéj zręcznie, niżby się po nim było można spodziewać.
Zwrócił się z wygrzecznionym wyrazem ku pannie Zofii i rzekł:
— Jednakże, mimo téj miłości dla Polesia, będzie pani musiała pokochać i te strony, bo podkomorzyna pani ztąd nie puści, i trzeba się będzie z niemi oswoić i do nich przywyknąć.
Zarumieniła się mocno panna Zofia, zmięszała na chwileczkę i odpowiedziała zaraz:
— Pani podkomorzyna nadto dla mnie jest łaskawą...
— Proszę mnie nazywać babunią, bardzo proszę — przerwała pani Mylska.
Nie dano pannie Zofii dokończyć, bo pan Sylwester żwawo wtrącił:
— I ja przy tém obstaję we własnym interesie, abyś pani