— Jakie to dla nas szczęście, że my tu ją będziemy mieli. Podkomorzyna poweseleje. Ona już pannę Zofię kocha, słowo daję.
Na ten potok wyrazów nie wiedziała zmięszana panienka jak odpowiedzieć nawet.
— Ja, drogiéj pannie Zofii — mówiła ciągle Deręgowska
— ja mogę usłużyć radą, informacyą, co tylko każesz. Wiadoma rzecz, w obcém miejscu, w takiéj pozycyi, o! mój Boże, przyjacielskie słówko nie zawadzi. Zobaczy panna Zofia, co to tu u nas, no, już nie chce mówić, ale, choć na pozór spokojnie, ale zobaczy pani, choć na pozór wszyscy niby dobrzy ludzie. A zazdrości, zawiści, no! niechcę mówić.
— Ale, szanowna pani kapitanowo — odezwała się Zosia
— ja tu jestem gościem tylko, będę się starała być jak najmniéj zawadną, zresztą, nie będę, stojąc na uboczu, mięszać się do niczego. Bardzo pani jestem wdzięczną.
Uścisnęła ją Deręgowska powtóre, czy po trzecie.
— Co mówisz, panno Zofio, gościem? jakim gościem? pani tu z nami musisz zostać. Podkomorzyna już się do niéj przywiązała.
— Od wczora! — uśmiechnęła się Zosia.
— Ona na nią czekała już z gotowém, otwartém sercem — zaczęła kapitanowa z gorączką i pośpiechem. — Wszak to wiadomo jéj być musi, że nasza święta, dobra, anielska pani miała córkę jedynaczkę, Amelię, którą utraciła. W was, droga panno Zofio, chce znaleźć pociechę, drugie dziecko.
— A! pani, ja, ja się nie czuję godną, ani zdolną.
— Co to mówić! po co ta skromność zbyteczna — przerwała kapitanowa. — Podkomorzyna się jéj wychwalić, nacieszyć się nią nie może. To wszystko dobrze, a no, dopiéroż się tu obudzą zazdrości! dopiéro! — zniżyła głos. — Masz pani wiedzieć, ci Mylscy — tu głos jeszcze zniżyła — oni tu czyhają wszyscy na sukcessyą, na majątek, choć się im z niego nic
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/104
Ta strona została przepisana.