nie należy. Zawsze z nich tu któryś, przynajmniéj jeden siedzi na warcie. Naszéj pani anielskiéj dojedli.
— Ależ ja, szanowna pani, obca tu, nikomu nie zawadzę.
— Co to obca! jakto obca! niby nie wiadomo jakie węzły łączą was z naszą drogą panią. Więc kochana panno Zofio, na ostrożności, na baczności się mieć trzeba, a my tu wszyscy jéj służyć będziemy.
Zofii, słuchając tych przykrych a niezręcznych wyznań, ciągle popieranych uściskami, robiło się dziwnie boleśnie. Żałowała, że się tu dostała, wstręt w niéj budziło co słyszała, dreszcz ją przebiegał. Po kilkakroć chciała przerwać kapitanowéj napróżno, słowa bezładne sypały się bez litości, bez uwagi, bez względu rzucane, naostatek dobrawszy moment, gdy zadyszana Deręgowska potrzebowała spocząć nieco, Zosia się odezwała:
— Niezmiernie-m pani wdzięczna za jéj rady, ale mi się zdaje, że się pani mylisz w ocenieniu mojego położenia; powtarzam, ja tu niczém inném nie jestem i być nie chcę jak gościem. Mam w domu siostrę młodszą do któréj muszę powracać, jestem tu chwilowo tylko, a nikomu, spodziewam się, przez czas pobytu mojego nie zawadzę; pani podkomorzynéj nie zastąpię téj, którą utraciła, bo się nie zastępuje dziecięcia, ja mam domowe obowiązki.
W czasie gdy to mówiła Morawińska, Deręgowska cała była w konwulsyjnych ruchach, drganiach, rzucaniach. Nie tylko, że jéj to nie trafiało do przekonania, ale niemal gniewało.
— Panno Zofio! na miłość Boga! na rany ukrzyżowanego, co pani mówisz! To się nie godzi, Stoisz na progu szczęścia. Otwórz oczy. Podkomorzynéj się ci Mylscy naprzykrzyli, dojedli, ot tu jéj siedzą — wskazała na gardło — nie darmo się za własną familią obejrzała, a bez pochlebstwa, cud Boży prawdziwy, że na. taką osobę trafiła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/105
Ta strona została przepisana.