Tu ją uścisnęła, Zofii się robiło aż słabo i krew biła jéj do głowy.
Niezręczna ta spowiedź kapitanowéj wypowiadała jéj tajemnice domu, w sposób tak szorstki, że biednéj pannie Zofii przychodziło na myśl paść do nóg podkomorzynie, prosić ojca, i wracać z nim do Leśnego-Hruda. Pobyt tu z całą grozą następstw, intryg, niesmaków, stanął przed jéj oczyma.
Dwie łzy mimowolnie błysnęły na powiekach. Kapitauowa jakoś wylawszy z siebie zburzone myśli i uczucia, uspokoiła się nieco. Opatrzyła się sama, że może zaszła za daleko i mogła niepotrzebnie zastraszyć.
— Proszę mi wierzyć — dodała — wszystko pójdzie dobrze, jak najlepiéj. Zobaczy panna Zofia. Ja ostrzegę pocichu o najmniejszéj rzeczy, bo ja, choć niedosłyszę, ale mnie tu wszystko wiadome, mysz się nie ruszy, żebym nie spenetrowała. A prawda? pięknie u nas? wspaniale? nasza święta pani ma gust?
— Prześlicznie! — westchnęła Zosia.
— Będziesz tu, moja duszeczko panowała — szepnęła na ucho kapitanowa — tak mi Boże dopomóż, tylko mnie słuchaj. Podkomorzyna osoba, no, drugiéj takiéj na świecie nie ma, to dosyć powiedzieć. Na ludziach się zna! człowieka na wylot przejrzy, serce litościwe, rozum, wszystko. Jak się będzie miała do kogo przywiązać, stęskniona nieboraczka, przylgnie sercem i duszą.
Tak daléj ciągnąc spokojniéj nieco Deręgowska, zamyśloną i smutną pannę Zofię karmiła wiadomościami, gdy sama podkomorzyna, idąca wolnym krokiem z Migurą i księdzem wikarym, pokazała się w oddaleniu, Deręgowska więc uznała właściwém, aby się połączyć z niemi, zapewniając Zosię, że sama pani już za nią zatęskniwszy wyszła pewnie szukając jéj. Posłuszna i chcąc się uwolnić od paplania niedyskretnego poczciwéj Deręgowskiéj, zatrzymała się Zofia. Podkomorzyna idąc
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/106
Ta strona została przepisana.