Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/113

Ta strona została przepisana.

jedne na korytarzyk, przedzielający od niéj tylko pokój panny Zofii, drugie do zawsze zamkniętego mieszkania, niegdyś ukochanéj córki pani domu, panny Amelii. Od śmierci jéj, zostało ono tak jak naówczas było, i nikt tu oprócz matki nie wchodził.
Sama ona, własnemi, drżącemi rękoma porządkowała tu, układała, ścierała pył, odświeżała powietrze. Tu zwykła się była modlić rano i wieczór. Klucz już był we drzwiach, staruszka wzięła świecę ze stolika, i wolnym krokiem weszła do tego przybytku pamiątek.
Bywała tu codzień i miała czas oswoić się ze smutnemi myślami o śmierci, które wiały z téj pustki zapełnionéj pamiątkami, za każdym jednak razem, żywy obraz córki łzy jéj na powieki sprowadzał.
Pokój był obszerny, oknami na ogród zwrócony, przybrany jak dla ukochanego dziecięcia. Świeże i jasne barwy mało straciły blasku. W oknie jedném stały z robotą poczętą krosienka; daléj śliczne biurko bronzami i porcelaną ozdobne z Przyborami do pisania, a na niém bogato oprawna książka, w którą Amelia ulubione wpisywała myśli, pieśni, wrażenia. W miejscu, gdzie dawniéj było łóżeczko dziewicze, na którém umarła, stał klęcznik do modlitwy z krzyżem i obrazem Matki Boskiéj. Na boku obwiedziony krepą, wisiał na ścianie portret zmarłéj, malowany jeszcze gdy jak świeży zaledwie rozkwitły pączek, uśmiechała się życiu. Malarz wystawił ją siedzącą w ogrodzie i zajętą układaniem bukietu z rozsypanych na kolanach, u nóg i na stole ogrodowym, kwiatów. W dali kłębiły się zielone drzewa staréj alei.
Oprócz niego, rysunki, szkice, mniejsze portrety, gdy była niedorosłą dzieweczką, złotowłosem dziecięciem, gromadziły się dokoła. Na stoliczkach, półkach stały drobne po niéj pamiątki, ulubione jéj książki, zeschłe kwiaty, których wonią oddychała przed zgonem, lubiąc je bardzo, rysunki jéj własne, części jéj stroju, zachowane z religijném poszanowaniem. Wszyst-