Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/119

Ta strona została przepisana.

— Więc na jéj raporta wcale się nie można spuszczać, dobrze byś ty tu był, a ja pojadę dla narady.
Kazimierz stał zapalając cygaro obojętnie.
— Nie gniewałbym się zostać tu — rzekł — boć życie znośne u babuni, lecz, à la longue, no, to, przyznam ci się, dla jednego z nas uciążliwe się staje. Gry, oprócz nudnego wista u Migury, nie ma; weselszego towarzystwa, pasz; wreszcie dla babuni, il faut une certaine tenue, człowiek sztywnieje w końcu.
— To nie potrwa; ja cię zluzuję — rzekł Sylwester — nie bój się. Tymczasem zaś — mówił mrużąc okiem — jeśli poczujesz usposobienie, możesz się brać do panny Morawińskiéj.
— Toby było za prędko.
— Ale preludya! preludya! — mówił Sylwester.
— Bądź co bądź, tak znowu jawnie i impetycznie okazać, że nam o ten majątek idzie, przyznam ci się...
— Sądzisz, że mniéj jawnie a nie tak impetycznie, to się ludzie nie domyślą! — ruszając ramionami odezwał się Sylwester. — Ba!
Zamilkli. Role znowu były zmienione.
— A zatém do rzeczy — mówił starszy — zliczmy się. Ty, ja, brat Gerard... siostra hrabina i siostra Maryla...
— Czekaj-że, a Jerzy?
— Masz słuszność, Jerzy, no, to i jego siostra Żancia...
— Nikogo więcéj niepotrzebujemy wzywać, bo więcéj nikt — by tu nie bywał, i nie miał ściślejszych z podkomorzyną stosunków.
— Gdzież się zjedziecie? — spytał Kazio.
— Nie wiem, czy się zjedziemy, czy ja ich objadę, ale mi jedna myśl przychodzi. Co ty mówisz na to żebyśmy Marylkę tu przywieźli, i posadzili? hę? Marylka jak ogień sprytna, dowcipna, umiejąca się ułożyć. Możeby tę pannę Zofię ztąd potrafiła wypędzić, a sama zająć jéj miejsce. Prawda, że myśmy ją sto razy ciągnęli, i że ona w tych nudach Zamszowych nie