może wytrzymać, woli być przy hrabinie, ale w takim razie, sądzę, że ją skłonię...
Pan Kazimierz patrzał na świecę i myślał, wszystko to było mu dosyć obojętne, bo w ciągu dnia zrobił był sobie rachunek, który jemu osobiście najlepiéj dogadzał, starać się o pannę Zofię i pochwycić samemu spadek podkomorzynéj. Gotów się był poświęcić. Wydawać się jednak z tém przed Sylwestrem, który zdawał się trwać przy systemie wyrugowania panny Morawińskiéj, nie widział potrzeby.
Oddalenie się Sylwestra było mu zresztą na rękę, swobodniejszym się czuł zostając tu sam. Zdawało mu się, że babcia go dosyć lubiła, że gdyby ukochała tę Zosię, na co się widocznie zabierało, połączona miłość dla ich dwojga, musiałaby pożądane wydać owoce: Zamsze z przyległościami.
O cóż szło? aby majątku nie wypuścić z rodziny. Cel ten byłby dopięty. Tak sobie rozumował po cichu pan Kazimierz, a nie miał potrzeby sprzeciwiać się Sylwestrowi. Ułożonem więc zostało, iż Kazio zostawał na straży, a starszy kuzynek ruszał na radę familijną. Jeżeliby zaś Marylka się decydowała, naówczas siostra hrabina mogła ją przywieźć sama, dla opatrzenia pola walki, bo i jéj radą gardzić się nie godziło. Marylka mogła się rozkochać w Zosi i zręcznie dla jéj towarzystwa dać zaprosić, co było niezmiernie łatwém.
— Tylko ty, zostawszy tu — odezwał się Sylwester, — nie wyrywaj się, proszę, z przedwczesnemi zalotami do panny, abyś nie miał kłopotu wycofywania się z niego. O to cię proszę. Powiem ci szczerze, posunąć się do niéj i dostać odkosza, byłoby fatalnem, a ja, nie uwłaczając tobie, muszę ci przypomnieć, że już jesteś dobrze okrągły, łysy, i że nie ma pewności abyś zdobył jéj serce. Tu Gerard by nam lepiéj usłużył.
Kazio aż się żachnął.
— Co ty mi z Gerardem występujesz — zawołał — to
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/120
Ta strona została przepisana.