już z panem Migurą, to ani go równać, kto jemu odzienie to szył, to ja niewiem...
— Nie słyszałeś, jak-że podkomorzyna? może mówiła co?
— Nie, tylko jest przykazanie surowe, aby pannie uszanowanie było i posłuszeństwo. Jeszcze, słyszę, dodała stara pani: jak gdyby moją własną córką była.
— Mówiła to?
— Słyszę, że powiedziała. Temu się ludzie najwięcéj dziwowali. Najgorzéj syczy to panna Justyna, a znowuż Deręgowska, to wiadomo, ta będzie wszystkim się kłaniać ze strachu.
— Cóż ksiądz wikary? niewiesz!
— A! o tym to i nikt nie wie! Ale ludzie mówią, że on zawsze z jaśnie panią trzyma.
Na tém skończył opowiadanie swe służący, a Kazio tak był poruszony usłyszanemi od niego wyrazami podkomorzynéj: „jak gdyby moją własną córką była“, że szlafrok na siebie narzuciwszy, pobiegł w pantoflach do Sylwestra, który już w łóżku leżał i drzemał. Słysząc go wchodzącego pan Sylwester zerwał się i oparł na łokciu.
— Co ci jest? czego chcesz?
— Nic, tylko ci przyszedłem powtórzyć to o czém cały dwór dziś mówi. Podkomorzyna, słyszę, zalecając posłuszeństwo i uszanowanie dla panny Zofii, powiedziała wyraźnie: „jak gdyby moją własną córką była“. Rozumiesz to? — dodał Kazio.
— Sylwester patrzał zamyślony, nie odpowiadając.
— Rozumiesz? — powtórzył Kazio — to przecie jasne i znaczące! „Jak gdyby moją własną córką była.“
— Mówiła to! — zamruczał Sylwester — hm! w istocie w ustach kobiety tak umiarkowanéj i ostrożnéj w słowach, ma to swoje znaczenie, ale...
— Ha! spodziewam się, że ma znaczenie, ogromne znaczenie! Nie tai się już z tém, że ją za córkę przybrać myśli i mówi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/123
Ta strona została przepisana.