Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/124

Ta strona została przepisana.

głośno, publicznie, tak abyśmy i my to słyszeli. Ma to olbrzymie znaczenie, jest-to poprostu dla nas odprawa!
— Ale, ale, gorączko ty moja! — zawołał Sylwester. — Cicho! sza! nie powtarzaj tego, niewiedz o tém. Polityką naszą musi być ignorowanie absolutne, dopóki nam urzędownie podkomorzyna nie powie, iż nas się zrzeka. Zębami, nogami, rękoma trzymać się powinniśmy uzyskanego stanowiska. Sapristi! i przedawnienie coś przecie znaczy! Idź spać, i bądź spokojny.
Kazio zawinął się w szlafrok i ze spuszczoną głową wrócił do łóżka.


9.

Stary Morawiński odwiózłszy córkę do Zamsza, oddawszy ją opiekunce nowéj, która ją tak czule i serdecznie przyjęła, miał zamiar zaraz dla siejby do domu powracać. Chociaż mu tu było bardzo dobrze i wszyscy starali się uprzyjemnić pobyt w Zamszu, stary Morawiński nawykły do swego domku, do swego trybu życia jednostajnego, do zajęć, do niepodległego bytu, nudził się i męczył. Codzień musiał świeżo ogolony występować w nowéj taratatce, z rękawiczkami, jeśli nie na rękach to w ręku, musiał się do innego trybu życia stosować, nie śmiał się odezwać swobodnie, czuł się skrępowany jedném słowem.
Wyrywał się więc ciągle z powrotem, ale z jednéj strony podkomorzyna, z drugiéj Zosia go zaklinała, aby jeszcze dzionek i dzionek znowu pozostał. Oprzeć się nie miał siły. Przeciągał się więc wyjazd od dnia do dnia. Pan Andrzéj był człowiek prosty, prawy, rozsądny, pół żołnierza, pół szlachcica, milczący, rozważny, zupełnie na swém miejscu, tak, że ani myślą ani pragnieniami po za stanowisko jakie zajmował, nie wybiegał.