— A, proszę się nie fatygować — odparła Zosia — ja nawykłam w domu do tego, mnie to przyjdzie łatwo, i dosyć, byś pani asystowała...
— Proszę mnie panią nie nazywać! — śpiesznie podchwyciła piękna Maryla — my musiemy być przyjaciółkami, siostrami i pokochać się koniecznie.
Zosia uśmiechem tylko odpowiedziała i wdzięczném główki skinieniem.
— Ja — szczebiotała Maryla, niby się krzątając przy herbacie — ja z siostrą jestem rzadko, najczęściéj sama, tęsknię za przyjaciółką. Zawczasu sobie ułożyłam, że ją w was znajdę. Na pierwsze potém wejrzenie, tak sympatyczną cię znalazłam, tak śliczną...
Zosia rumieniła się, niewiedząc jak dziękować miała i oświadczenia te wydawały się jéj za pośpiesznemi jakoś. Znać w nich było rachubę na prostotę wieśniaczki, co je przyjąć mogła za dobrą monetę. Bardzo szczęśliwie dla Zosi, Deręgowska także zbliżyła się pomagać, poczęła się przypominać Maryli i odciągnęła ją trochę.
Obie panie przybyłe z widoczną troskliwością, by nieuchybić nikomu, witały wszystkich domowych i obdarzały ich słodyczami. Wikarego całowały po rękach. Hrabina Buska u Migury raczyła zaraz spytać o zdrowie jego żony. Gondraszowi przypomniała śliczne pudełeczka, nawet Rzęsnowskiego zdrową i rumianą twarzą nie mogła się nacieszyć.
Nie uszedł téż uwagi i szczególnych względów hrabinéj, zaprezentowany jéj pan Morawiński, którego raczyła rozpytywać o Polesie i jego mieszkańców, na co on w prostych wyrazach, krótko odpowiadał i zimno. Panna Maryla wesołością, śmiechem, dowcipem starała się ożywić towarzystwo, zabawić babunię, do któréj bardzo często przypadała całując jéj ręce, tuląc się, przymilając, jako czuła dziecina.
Chociaż między portretem zmarłéj Amelii a nią, nie było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/137
Ta strona została skorygowana.