Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/138

Ta strona została skorygowana.

żadnego podobieństwa, cała rodzina utrzymywała, iż Maryla niezmiernie przypominała nieboszczkę. Budowano na tém plany, i trochę chłodne obejście się podkomorzynéj, przypisywano właśnie temu, że jéj zbyt boleśnie umarłe dziecię przywodziła na pamięć.
Obok żywéj, trzpiotowatéj Maryli, Zosia choć śmiała i swobodna, wydawała się poważną, starszą, ale to jéj na korzyść wychodziło. Maryla zbyt na swój wiek chciała być dziecinną. Hrabina Buska choć prowadziła rozmowę z wikarym i babunią, na chwilę z oczów nie spuszczała panny Zofii, śledziła jéj ruch każdy, widocznie chciała odgadnąć z nich charakter, chciała wniknąć w tajniki tego nieprzyjaciela.
Bo, mimo czułości okazywanych pannie Zofii, nie zwała się ona inaczéj, jak wrogiem. Spisek na nią był gotowy. Bądź co bądź należało się jéj ztąd pozbyć. Jadąc, już osnuto zamiar, ażeby się Maryla zakochała mocno w Zosi i prosiła o pozwolenie zostania z nią czas jakiś, czego podkomorzyna odmówić jéj nie mogła. Reszta przyjść miała sama z siebie; zręczna Maryla ufała, że tę prostaczkę naiwną w jakąś siatkę niebezpieczną uplącze.
Obok dwóch panien, pan Kazimierz się téż kręcił, kuzynkom obu prawiąc grzeczności. Między nim a Marylą stosunki były niezbyt przyjaźne, nie lubiła go ona, ale rodzina Mylskich w domu podkomorzynéj kochała się najczuléj, było to w systemie. Chciano się okazać spójną, serdecznemi węzły połączoną familią.
Rozmowa przy herbacie była nadzwyczaj ożywioną. Podkomorzyna nawet miała twarz wesołą i gościom się zdawała rada, niespokojnie tylko coraz spoglądała na Zosię, o którą zdawała się lękać. Strach ten wkrótce jednak ustąpił, gdy się przekonała, że Morawińska nic już niezmięszana i spokojna, okazywała jawnie iż się nie trwożyła ani rzucanemi na nią wejrzeniami, ani pytaniami, któremi ją w kłopot wprawić chciano.