Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/139

Ta strona została skorygowana.

Chwila to była próby, niemal pierwszéj, z któréj Zosia wyszła zwycięzko. Sylwester i Kazio, choć już przypuszczali ataki nieśmiałe, łatwiejsi byli do odparcia, stokroć niebezpieczniejsze były panie, które nierównie śmieléj się zbliżały i miały prawo badać, zaczepiać, niepokoić tego wroga.
Kilka pytań w głos zadanych, na które spodziewano się odpowiedzi niedorzecznych albo nieśmiałych, udało się pannie Zofii z wielką prostotą i pokojem rozwiązać bez wielkiego wysilenia. Pani Buska wprowadziła rozmowę z babunią na literaturę i nową jakąś książkę, zwracając się do Zosi z zapytaniem czyby jéj przeczytać nie chciała. Na to odparła Zofia dziękując i oświadczając, że miała ją już przed parą tygodniami. Zdumiało to mocno hrabinę, która posądziła pannę o przechwałkę i zadała kilka pytań o treści.
Zosia odpowiedziała w taki sposób, iż nie ulegało już wątpliwości że dzieło jéj było znane.
Pani Buska zamilkła.
Nieprzyjemne to na niéj uczyniło wrażenie, nieprzyjaciel okazywał się dosyć dobrze uzbrojonym.
Toż samo postrzeżenie uczyniła Maryla, na któréj ostre dowcipy, kuzynka nowa odpowiedziała parę razy niemniéj dowcipnie, choć mniéj ostro.
Tak pierwsze próby nie powiodły się i twarze powlokły wyrazem widocznego zakłopotania, a w dodatku nie była Zosia bojaźliwą, przysiadła się po herbacie do pań, zajęła należne miejsce nieproszona i nie potrzebowała ani ośmielania, ani przyciągania.
To także rachuby tych pań zmięszało, które okazać się chciały miłemi i dobremi dla kuzynki.
Jeszcze się przy stole herbacianym toczyła rozmowa, gdy wikary wstał, począł się przechadzać po pokoju, zbliżył do Morawińskiego i nieznacznie go z sobą wyprowadził do sąsiedniego salonu. Był to, jak mówiliśmy, nie młody już, dziwnie uspo-