kojonéj i poważnéj acz niepięknéj twarzy mężczyzna, obudzający uszanowanie nawet w tych co go nie znali.
Twarz jego miała ten wyraz dobroci łagodnéj, miłéj, pociągającéj, któremu się nic oprzéć nie może, nawet niechęć i gniew, bo i te rozbrojone się czują wkrótce.
— Szanowny panie — odezwał się wikary — chciałbym was, widząc smutek i niepokój na waszéj twarzy, uspokoić o los waszego dziecięcia. Zostawiasz je, wierz mi, na dobréj i troskliwéj opiece. Podkomorzyna już ją pokochała, a nie wątpię, że z każdym dniem więcéj ją kochać będzie musiała. Winszuję wam z duszy waszego dziecięcia.
— A ja je waszéj, mój ojcze, opiece polecam — odezwał się Morawiński, któremu głos drżał mimowolnie. — W istocie tęskno mi... i niepokoję się... zostawić ją tak samą. Nie ma ona doświadczenia, jest młodą...
— Ale w tym domu, na Boga, nic jéj nie grozi — przerwał wikary, i obejrzał się jakoś bacznie. — Od lat wielu znam podkomorzynę, szanowny panie, mogę wam zaręczyć, że ta prawdziwie świątobliwa, anielskiéj dobroci pani, nawet słabości ludzkich się pozbyła. W lepsze ręce nie mogliście powierzyć córki waszéj. Tu się pozna ze światem, a doświadczenie nie szkodzi nigdy.
— Gorzkiem ono bywa — dodał zcicha Morawiński. Wikary zmilczał chwilkę...
— Nie lękaj się pan — dodał — troskliwa dłoń z macierzyńską troskliwością będzie się starała usunąć od jéj ust gorycze. Spełniacie względem podkomorzynéj obowiązek wprawdzie, boć rodzina coś sobie winna; ale dając jéj córkę i pozbawiając się jéj, znajdziecie za to serce wdzięczne.
Spojrzał ksiądz na dosyć zasępioną twarz gościa i serdeczniéj jeszcze zbliżył się do niego.
— Tak, tak, rozumiem to — rzekł — z dziecięciem zawsze
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/140
Ta strona została skorygowana.