Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/142

Ta strona została skorygowana.

a hrabina porozpinawszy suknie, zrzuciwszy strój z głowy, uwolniwszy się od trzewików, zasiadła w pantofelkach w fotelu, Maryla stanęła przed nią, jakby czekając co powie siostra, która zdaje się naumyślnie zwlekała pierwsze słowo i bawiła się pierścionkami. Młodsza trochę się niecierpliwiła, lecz było to we zwyczaju, że gdy jedna z nich mocno czego pragnęła, druga udawała iż sobie właśnie tego nie życzy, lub że to jest jéj obojętném. I tym razem, mimo poruszenia obu pań, właściwa ich charakterom gra odbyć się musiała. Maryli chciało się mówić, hrabina milczała. Gdyby ta była zaczęła szczebiotać, drugaby niezawodnie tęż samą odegrała rolę.
W podobnych wypadkach, Maryla, znając siostrę, wiedziała, że nie ma innego sposobu tylko się cofnąć i saméj zostać zamkniętą i milczącą. Odeszła więc, rozpięła włosy i nie oglądając się na siostrę, poczęła je na noc układać, burząc się w duszy i niecierpliwiąc.
— Wieczna kontradykcya! — mówiła w sobie, zapomniawszy że sama także ten duch sprzeczności miała w najwyższym stopniu.
Zaledwie kilka kroków odeszła, gdy hrabina niespokojnie zwróciła ku niéj głowę i odezwała się:
— Marylo, cóżeś chciała?
— Ja? nic...
— Miałaś mi coś do powiedzenia.
— Widzę, że nie jesteś usposobioną do rozmowy, dajmy pokój.
— Proszęż cię, nie dziwacz.
Maryla ruszyła ramionami.
— Na co masz się zmuszać dla mnie, chcesz milczéć, milczmy.
— Nieznośna jesteś z temi fantazyami dziecinnemi.
Maryla zaśpiewała coś. Hrabina zarumieniona, rzuciła na stół chusteczkę, którą trzymała w ręku.