Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/144

Ta strona została skorygowana.

Kazimierzu, że mnie to nudzi. Byłam ciekawa zobaczyć na miejscu jak rzeczy stoją, ale radzić! allons donc! I po co? kłopotać się, gryźć! niech się sobie dzieje co chce.
— Dla kuzynki może to być obojętném — zniżając głos, rzekł Kazimierz — ale dla nas! dla mnie. Hrabina możesz nie dbać o stratę.
— Mój panie Kazimierzu — odezwała się z pewną dumą, i wyższością hrabina, — rozumujmy. Mój mąż nauczył mnie jednego doskonałego axiomatu, który często rezygnacyę i chłodniejszy pogląd na rzeczy sprowadza. Każdy interes, jak on mówi, należy obliczyć na pieniądze, szczególniéj każdą stratę. Eh bien! liczmy co ma podkomorzyna i na ile naszych głów i półgłówków — dodała złośliwie po cichu — rozdzielićby się to musiało. Mamże się trapić dla tych kilkunastu a choćby kilkudziesięciu tysięcy?
Wskazała krzesło panu Kazimierzowi hrabina, a widząc, że siostra Maryla bardzo się pragnie wmięszać do rozmowy, umyślnie ją postanowiła ignorować. Odwróciła od niéj głowę, zajęła się cała panem Kazimierzem.
— Jeszcze jedno, kochany kuzynie — dodała. — Nie wiem czy ty to wiesz? Podkomorzyna zaraz po śmierci ukochanéj córki Amelii, będąc chorą i lękając się umrzeć, zrobiła testament. Naówczas o jéj familii mowy nie było, nie znała jéj wcale, wiem więc z pewnością, że rozporządzenie to wypadło na korzyść naszą. Czegóż się tak bardzo dziś obawiać mamy? Testamentu ani tak prędko ani tak łatwo przerobić nie może? a nim do tego przyjdzie...
Tu zrobiła minkę mrużąc oczy, jakby milczeniem chciała powiedzieć to czego ustami nie śmiała:
— Podkomorzyna umrze...
Kazio słuchał zadumany.
— Ale czyż testament ten jest pewny! Były o tém pogłoski! podania! pewności nie mam najmniejszéj.