Hrabina bardzo żywo poruszyła się na krześle, jak była zwykła, gdy się mogła z kim posprzeczać.
— Mój panie Kazimierzu — rzekła — kiedy, ja ci to mówię, mam do tego pewne gruntowne podstawy. Je n'affirme jamais rien sans fondement. Słuchaj-że proszę... Gdy się to stało, mieliśmy jeszcze we dworze starego Saplowicza, wiesz, pamiętasz. Był to sługa dziadka wierny i cały oddany naszéj familii. Wiem od niego o tym testamencie, wiem kto go do sądu odwoził, kiedy; wiem w sądzie od rejenta że jest, że egzystuje.
Kazio chmurno zapytał:
— Czy Saplowicz nie mówił kuzynce o treści? nie wiedział?
— Owszem, zdaje się, że czy bruliony miał w ręku, czy podpatrzył, ale wszystko nam było zapisane, oprócz legatów do kościoła za duszę męża, swoją i córki.
Wyeliminowana z rozmowy Maryla, która stała na złość siostrze i nie ustępowała, przerwała, gwałtem się wtrącając do rozmowy:
— Tak, ale poczciwy Saplowicz, wieczny pokój jego duszy, był kłamca znany, który niestworzone plótł czasem dziwy. Lękam się, aby dla pocieszenia familii i testamentu nie skomponował.
Hrabina niemal z passyą odwróciła się do siostry. Na ten raz, oczy się jéj nawet szeroko otworzyły, były nieładne.
— Chère Marie! co to jest ten twój duch kontradykcyi. Zawsze przeczyć i zawsze się sprzeczać! Mówię ci że dowiadywać się kazałam w sądzie, i że egzystencya testamentu jest utwierdzoną, pewną!
Maryla uśmiechnęła się złośliwie i szepnęła:
— Tém lepiéj...
Kazimierz siedział milczący.
— Ja także — dodał — słyszałem o tym testamencie, chociaż... podkomorzyna co go zrobiła, zawsze go przerobić może...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/145
Ta strona została skorygowana.