Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/146

Ta strona została skorygowana.

— Starzy ludzie, toś powinien wiedziéć, kochany kuzynku najmniéj lubią miéć z testamentami do czynienia.
Znowu tedy zamilkli.
— Przyzna kuzynka — szepnął Kazio — że sytuacya przez powołanie téj panienki zmieniona jest cokolwiek.
— Zapewne, ale ja groźnego nic nie widzę — mówiła hrabina. — Przykre to jest dla familii, że z jéj łona nie raczyła wyboru uczynić podkomorzyna, ale, ou s’en console. Przyznam ci się — mówiła daléj ożywiając się — dla nikogo z naszych bym pozycyi panny Morawińskiéj nie życzyła. Stara jest wymagająca, rozpieszczona, pedantycznie w życiu regularna, to męczarnia prawdziwa.
— O! — przerwała na przekorę Maryla — z tą pozycyą bardzo się łatwo pogodzić można. W gruncie babunia jest słabą i dobrą, i dałaby się zawojować.
— Hrabina siostrze nie dała odpowiedziéć, lecz zwracając rozmowę, śmiać się zaczęła dziwnie.
— Sylwester nam mówił, że kochany kuzyn wziąłeś tak do serca grożące familii niebezpieczeństwo, iż gotów byłeś uczynić z siebie ofiarę, i choćby z tą poleską nimfą pójść do ołtarza!
Kazio mocno się zarumienił i zmięszał, Maryla spojrzała, nań złośliwie.
— Ale czyż to prawda?
— Sylwester jest złośliwy — odparł Kazio — niewiedziéć co plecie, ani mi to w głowie.
Hrabina paluszkiem, ładniejszym daleko od nosa, pogroziła Kaziowi. Rozmowa była prawie skończoną. Pan Kazimierz wstał nieco zmięszany.
— Więc —. dodał — nie ma tu nic do czynienia, jeśli rzeczy tak stoją.
— Owszem — zawsze lubiąca się sprzeczać przerwała hrabina — obserwować należy. Trzeba ażeby ktoś był. Familia