Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/147

Ta strona została skorygowana.

nie powinna się dać tak spędzić ze stanowiska, a gdyby się udało pozbyć téj panienki, zastąpić ją kim...
Spojrzała na Marylę.
— Nie bierz mi tego za złe, kochana Marylo — dodała — z innym temperamentem, usposobieniami, jak twoje, to dla ciebie byłoby najwłaściwsze zadanie.
— A jakiż jest mój temperament i usposobienie stojące na zawadzie? — zapytała z gniewem tłumionym a udaną pokorą Maryla. — Dla mojéj nauki i poprawy, radabym się dowiedziała...
— Z całą szczerością siostry mogę ci to powiedziéć: nie masz taktu, jesteś trzpiot, i panuje w tobie ten nieszczęśliwy duch przeciwieństwa.
— Defekt familijny! — wtrąciła szydersko Maryla.
Zanosiło się na kłótnię, któréj, że pan Kazimierz bywał często świadkiem i znał do jakich ona dochodziła ostateczności, wołał nie być jéj świadkiem, i wycofać się zawczasu. Obu siostrom drgały usta i oczy się zapalały. Maryla jednak tego dnia wolała być ofiarą nieszczęśliwą, dygnęła nizko, z udaną pokorą, złośliwy uśmiech usteczka jéj ładne wykrzywił, okryła się szalem i cofnęła w głąb’ pokoju.
— Gniewa się już — zawołała hrabina — no, proszę cię, kuzynie, otóż z nią tak zawsze, to są nasze stosunki. Gniewa się gdy milczę, gniewa gdy co powiem i...
— Dobra noc — przerwał Kazimierz, unikając wmięszania się do rozmowy — dobra noc...
Maryla mu się skłoniła zdala, hrabina tém serdeczniéj podała rękę, im tamta pożegnała go oziębléj.
Kazio wyszedł zamyślony i w niedobrym humorze. Droga do mieszkania prowadziła go znowu mimo tego ganeczku, u którego często się zwykł był spotykać z panną Justyną. Chociaż pora była opóźniona bardzo, zobaczył ją w lekkiem