Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/152

Ta strona została skorygowana.

— A może, proszę pani, i do kogo więcéj jeszcze, panna taka ładna, miła, rozumna, nie może to być aby tam kogo nie miała.
Zachmurzona twarz staruszki, nie dała mówić dłużéj Justysi.
— Żebym ja listu choć jednego nie miała dostać, tobym już trzech groszy nie była warta — mówiła sobie panna Justyna.
Na pocztę jeździł zwykle, znany nam z Wygody, Bocian, bo chociaż się zawsze i regularnie upijał, ale zwijał się prędko bardzo i nigdy nic nie gubił. Wkładano mu na piersi skórzaną torebkę, od któréj jeden kluczyk był na poczcie, drugi u Migury. Panna Zofia wysyłając listy, oddawała je w ręce rządcy, a on je z innemi do torebki wkładał.
Przez Anusię wiedziała panna Justyna, kiedy list wychodził od Zosi. Czatowała już na to dni kilka. Pannę Justynę we dworze, jako mającą ucho pani i ciągle się około niéj uwijającą, szanowano wielce. Pani Migurzyna zawsze do niéj wychodziła, choć chora, rządca był na usługi.
Tego dnia wypatrzywszy gdy Bocian już z torebką zamkniętą poszedł do stajni, panna Justyna pobiegła do Migury coprędzéj.
Wpadła do niego jak piorun.
Migura nie stary człek, żonę mający chorą, na uśmiechy téj czarownicy Justysi nie był zupełnie obojętnym. Zobaczywszy ją przybiegającą, otworzył drzwi. Justysia niby rozpędzona wpadła jakoś tak zręcznie czy niezręcznie, że się aż o rządcę oparła.
Rozśmiał się Migura kręcąc wąsa.
Panna się niby pogniewała na siebie i na niego.
— A! zmiłuj się pan! — zawołała — prędko! prędko! fornal gotów odjechać, a ja mam pilny, pilny list jeszcze. Kluczyka mi pan daj.
Migura pobiegł do szufladki. Justysia zdyszana oczkami