Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/153

Ta strona została skorygowana.

ku niemu strzelała. Oddając kluczyk chciał ją w rękę pocałować, pogroziła mu pokazując na zamknięte drzwi pokoju żony, i uciekła.
Bocian właśnie, mrucząc, swoją biedkę sztyftowa!, fajkę w zębach gryzł, spluwał. Był prawie na czczo. Ujrzawszy pannę Justynę, wyprostował się.
— Chodź do mnie z torbeczką, dam ci na drogę kieliszek piołunówki. — Pokazała mu kluczyk.
— List jeszcze jeden włożę.
Bocian do piołunówki miał znowu taką słabość, osobliwie do piołunówki, iż dla niéj poszedłby na koniec świata.
Machinalnie szeroką rękę przyłożył do żołądka, o którego sprawę chodziło. Wiadomo całemu światu, że kto pije piołunówkę, jarzębinówkę, pomarańczówkę i inne gorycze, czyni to, nie w innym celu, tylko dla tego biednego żołądka, w interesie konkokcyi, nie dla gęby i głowy! uchowaj Boże, jest-to ofiara dla żołądka. I Bocian pewnym był iż gorycze te życie utrzymywały, zwłaszcza w połączeniu ze spirytusem.
Rzucił się więc za panną Justyną, oddał jéj torebkę, i stanąwszy w progu pokoju, gdy ona poszła po piołunówkę i dla włożenia listu, oczekiwał cierpliwie, z dobrą miną. Wkrótce téż torebka zamknięta zwróconą nazad została, a w dodatku duży, piękny kieliszek tęgiéj jak ogień piołunówki, wlał nowe życie w fornala. Gdyby był śmiał, uściskałby piękną pannę, która tak umiała wejść w jego potrzeby i gusta.
Otarł gębę, skłonił się i ruszył.
— A żywo jedź! żebyś się nie spóźnił — dodała głową mu skinąwszy panna Justyna.
— Duchem, piorunem — mruknął Bocian i szarpnął natychmiast do stajni.