Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/155

Ta strona została skorygowana.

Z wielką energią potém złamała pieczątkę, podarła kopertę i rzuciła ją do kominka, w którym od dawna ognia nie było.
Rozłożyła papier rączką drżącą, spojrzała, ogromnie był na cztery strony zapisany. Lice się jéj zaczerwieniło i ze smakiem jęła pożywać owoc zakazany.
„Droga Lucynko — pisała Zosia — choć tak niedawnośmy się rozstały według kalendarza, dla mojego serca wieki upłynęły, ja cię znudzę temi nieustannemi listami. Lecz, mogęż ja ich nie pisać? nie odezwać się do ciebie, któréj mi tak braknie? Nawet zresztą jestem pewna, że tybyś bez mojego listu tak się niepokoiła, jak ja, gdy mi twego braknie i gdy do ciebie nie piszę.
„Nocy muszę odkraść trochę do tego pisania, bo we dnie! we dnie jestem ciągle zajęta. Najprzód téj dobréj, miłéj babci, trzeba starać się, choć niedołężnie jéj dobroć i miłość zawdzięczyć, potém, drugim i niedobrym i niemiłym muszę się bronić i odgryzać. Tak dnie schodzą. Jestem zmęczona, często, mimo dobroci staruszki, wracam do mego, nadto ładnego pokoiku, taka smutna, przybita, znużona, że mi się chce płakać! ale łzy tutaj byłyby grzechem, babcia jest dla mnie jakby rodzoną, anielsko dobrą, a że ci co ją otaczają, zazdroszczą mi, szkodzić się starają, radziby mnie na Polesie wyprawić, sądząc, że mi okrutną zrobią krzywdę, cóż to dziwnego? Oni ją także po swojemu kochają, mieli może nadzieje które ja im odebrałam.
„Widzisz, kochana Lucynko, że się godzę z mém położeniem i wspaniałomyślnie nawet wrogom przebaczam. Niemniéj jednak dokuczają mi okrutnie.
„Hrabinę ci opisywałam; ta zdaleka i z wyżyn, z których na padoł nigdy nie zchodzi, rzuca na mnie strzały jakby od niechcenia. Biedna kobieta snać się nudzi okrutnie, to podwaja niechęć jéj dla mnie.
„Piękna Maryla jest moją przyjaciółką. Po imieniu i nazwisku znam już i wiem o wszystkich co się w niéj do szaleń-