Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/156

Ta strona została skorygowana.

stwa kochali. Należałoby mi się wywdzięczyć jéj równém zaufaniem, cóż, kiedy na nieszczęście nikt się nigdy we mnie nie kochał, oprócz starego Sok..... a ten nie wchodzi w rachunek.
„Oprócz tych pań, mam zdala nie spuszczającego mnie z oka, pana Kazimierza ich kuzyna, który podobno sam nie wié na jakiéj stopie ma być ze mną, pokojowéj czy wojennéj. Wojny mi wydać nie ma za co, a przymierza wszelkiego ja unikam. Nie jest to wróg ani dokuczliwy, ani tak niebezpieczny jak te panie, ani się go téż obawiam tak bardzo. Przy obiedzie, jeśli wino i potrawy są mu do smaku, o całym zapomina świecie.
„Pisałam ci o pannie Justynie, czuje i widzę, że najwięcéj żółci i nienawiści dla mnie w niéj jest podobno. Lęka się, bym ją z serca dobréj pani nie wyrugowała. Żal mi jéj. Pewna jestem, że radaby mnie na czémś pochwycić, coś donieść, czémś mi zaszkodzić. W jéj oczach gdy mi się uśmiecha, gdy mi się przymila, widzę stłumiony gniew i nienawiść. Próżnobym ją chciała przejednać. Jeśli tu jakiéj doświadczę przykrości, najpierwsza pewnie przyjdzie mi od niéj. Lecz cóż ona mi zrobić może? Dajmy jéj pokój.
„Co do innych osób otaczających podkomorzynę, te mniéj mnie obchodzą. Biedna stara Deręgowska boi się wszystkich, nawet mnie. Porucznik Gondrasz, dobry człek, klei pudełeczka i milczy. Wikary modli się i godzi ludzi i pociesza, a Migura gospodaruje. Spodziewają się tu więcéj jeszcze Mylskich, obiecują panów i pań. Podkomorzyna lubi gości, choć ją czasem męczą trochę.
„Najazd ten widocznie z mojego powodu, wszyscy chcą zobaczyć tę niebezpieczną intrygantkę, tego wroga czyhającego na ich majątek; mój Boże, gdyby widzieli i wiedzieli, jak mnie on mało obchodzi, jak cała tylko żyję tą myślą, aby staruszce osłodzić życie, nie dopuścić do niéj nic coby ją zmartwiło.
„Najmilsze mi są te chwile, które z nią przepędzam sam na sam. Naówczas ona się staje inną, i ja czuję, że inną téż być