muszę. Mówi o córce, o przeszłości, o świecie, o ludziach, otwierając duszę. Przy obcych, w salonie jest czasem chłodną, wstrzymuje się, mówi mało, gdyśmy same, ożywia się, odmładnia. Ja także nie mam dla niéj tajemnic, ona mnie, tak jak ja ją rozumiem. Opowiadam jéj o naszem życiu, o Hrudzie naszym, o sąsiadach, co mi tylko na myśl przyjdzie. Staram się być wesołą, to ją bawi.
„Moja Lucynko droga, choć nie życzę ci, abyś tu była, bo ty moja tchórzliwa łasiczko, umierałabyś ciągle ze strachu i zapłakałabyś się z różnych zmartwień, którebyś sobie sama tworzyła, a jednak bym ci chciała pokazać jakoś wszystkie te piękne rzeczy, które mnie otaczają. Stary przepyszny ogród, (choć nasze dęby koło domu wytrzymają z nim konkurencyę), kwiaty, oranżerye, pokoje, obrazy, cacka. Mój jeden pokoik żebyś choć mogła zobaczyć, co to za zawstydzający mnie przepych. Czasem się lękam aby mnie to nie popsuło, by mi serce do tych ślicznych rzeczy nie przyrosło, ale, nie, nie; nasz biedny Hrud, nasze bielone pokoiki i stare trochę połamane krzesełka i sofa wysiedziana, są mi jeszcze droższe niż te palisandry i mahonie.
„A! jakby mi się chciało czasem już nazad uciec do was, ale, jakże zostawić tę dobrą, miłą i taką serdeczną babunię? Ona mnie żądała, miała przeczucie, że ją kochać będę, i t. d.“
Panna Justyna czytała, a czytając rumieniła się, bladła, wracała do rzeczy które jéj były niezrozumiałe. Czuła się gniewną razem i upokorzoną. Czytając o sobie rozpłakała się ze złości, zmięła list w ręku, rozprostowała go, odczytała do końca.
Długo potém siedziała jak upojona, jak nieprzytomna. Ten czysty, niewinny, poczciwy głos dzieweczki brzmiał w jéj uszach jak wyrzut jakiś, jak niepojęte szyderstwo.
Takiéj istoty jak ta, którą list dobitnie malował, nie wyobrażała sobie. Wracała do niektórych ustępów, zagłębiała się w nich i zdumiona, prawie ich nie mogła zrozumieć. W ogóle
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/157
Ta strona została skorygowana.