Głos podkomorzynéj w porze tak niezwyczajnéj nastraszył ją nieco, przybiegła do drzwi.
— Co to babci? może jestem potrzebna, ale dosyć było zadzwonić. Byłabym przybiegła, w korytarzyku wieje...
Podkomorzyna zrazu mówić nie mogła, chwyciła Zosię za głowę i całując przycisnęła ją do siebie. Obejrzała się zaraz za krzesłem. To przysunęła co prędzéj Zofia. Jakby zmęczona, bez tchu staruszka potrzebowała nieco czasu aby ochłonąć. Spojrzała nareszcie na Zosię.
— Moja ty droga, pisałaś dziś do domu?
Zarumieniło się dziewczę mocno.
— Tak jest, i list oddałam panu Migurze.
Podkomorzyna siedziała trochę zamyślona.
— Nie wiem co się stało — rzekła — ale z twoim listem niezrozumiały dla mnie wypadek się trafił. Znasz mnie już tyle, dziecko moje, że mnie starą nie posądzisz. Znalazłam ten list twój rozpieczętowany u mnie w pokoju sypialnym na podłodze.
Zosia ręce załamała.
Prawdopodobnie Justyna go zgubiła. Jakim sposobem potrafiła go dostać, o tém dowiemy się jutro.
— List, mój list! czytano go! — zawołała Zosia oczy sobie zakrywając. — Jestem zgubiona!
Wtém babka ją chwyciła za szyję.
— Taki — zawołała — czytałam go ja, ale się go ani wstydzić, ani lękać nie masz powodu, moje dziecko drogie. Czytałam go ze łzami, uczułam sercem, wdzięczną ci jestem. Uspokój się. Jam cię powinna przeprosić za niedyskrecyę, ale zdjęłam go jak ci mówię, z ziemi, w moim pokoju.
— Jakim-że sposobem? — zawołała Zosia zdziwiona i drżąca. — Sama go zapieczętowawszy oddałam w ręce panu Migurze.
— To się jutro wyjaśni — rzekła staruszka z westchnie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/160
Ta strona została przepisana.