— Oto kluczyk — zawołała widocznie przestraszona, nadrabiając uśmiechem fałszywym dziewczyna — mój drogi panie, zmiłuj się i w żadnym razie proszę mnie nie wydawać, że tego klucza żądałam, bardzo mi idzie o to.
Oczy panny Justyny zdawały się najsłodszych przyrzeczeń pełne. Migura, który się nic złego nie domyślał, zapewnił, że dotrzyma obietnicy, a panna Justyna wróciła uspokojona nieco do swojego pokoju, ale spać nie mogła.
Nazajutrz rano powołano pana rządcę do podkomorzynéj. Znalazł ją już siedzącą w krześle widocznie smutną i przybitą. Spojrzała na niego długo się namyślając co powie, naostatek odezwała się cicho, wskazując mu aby się zbliżył do niéj.
— Wszak panna Zofia oddała panu list wczoraj do wysłania na pocztę.
— Tak jest — odparł rządca zmięszany nieco.
— Cóżeś z nim zrobił? — Przenikliwy wzrok staruszki, któréj oka nie uszło pomięszanie Migury, nie schodził z pana rządcy, coraz bardziéj wylęknionego.
— Daję pani słowo uczciwego człowieka, żem go własną ręką włożył do torebki fornala i zamknął na klucz.
— Patrz-że, proszę cię, ten list, który ja na podłodze znalazłam u mnie w pokoju, leży przedemną?
Migura zbladł, szło mu o jego uczciwość długiemi latami wypróbowaną. Wiedział już co się z listem stało, wahał się tylko czy miał, nieoszczędzając winnéj, powiedzieć wszystko, czy usiłować ją obronić, obrona była niemożliwą. Dla pięknych oczów Justysi stracić łaskę i wiarę u pani, wcale sobie nie życzył.
— Nie ma tu co w bawełnę obwijać — odezwał się — muszę prawdę mówić, choćbym nikomu krzywdy uczynić nie chciał. Panna Justyna żądała odemnie kluczyka od torebki, dałem jéj go.
— Domyślałam się, a raczéj pewną byłam, że tak być mu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/162
Ta strona została przepisana.