Smutna, tajemnicza historya panny Justyny, któréj treści domyślano się w najrozmaitszy sposób, bo, oprócz Zosi, podkomorzynéj i rządcy, a temu nakazano milczenie, nikt nie wiedział o co chodziło, wrażenie ogromne uczyniła w Zamszu. Justysia była wychowaną przez panią Mylskę, wiedziano, że do niéj była przyzwyczajoną i z trudnością się bez niéj obejść mogła.
Nagłe, niespodziane wywiezienie a raczéj wyrzucenie téj dawnéj faworyty, któréj wszyscy pochlebiali i lękali się, trwogą przejęło dwór cały. Szeptano, odgadywano, a mimowolnie każdy przyczynę tego przypisywał wpływowi panny Zofii.
Ponieważ Migura czynną w tém odegrał rolę, biegli wszyscy do niego, a jeden z pierwszych pośpieszył pan Kazimierz, bo dla niego strata Justysi była nadzwyczaj dotkliwą. Przychodziło mu nawet na myśl, czy jego schadzki wieczorne i odwiedziny w godzinach nielegalnych, nie stały się powodem téj banicyi, bocznemi więc ścieżkami pobiegł do rządcy pomięszany i kwaśny.
Migura był u żony. Jemu téż wypadek ten na sercu leżał, czuł się potroszę winnym, że pożyczył tego kluczyka, lecz, mógłże odmówić, komu? najulubieńszéj, dawnéj, całe zaufanie podkomorzynéj posiadającéj słudze, tak pięknémi w dodatku, uśmiechającéj mu się oczyma.
Przed chorą żoną nawet rządca nie powiedział, o co chodziło.
Pan Kazimierz chrząkał już w saloniku przechadzając się, aby wywołać Migurę. Gdy wbiegł, chwycił go za rękę i cicho zapytał:
— Mój drogi panie! Cóż to się stało?
Ruszeniem ramion odparł rządca.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/165
Ta strona została przepisana.
13.