— Nie wiem — rzekł — miałem rozkaz wyprawienia panny Justyny, spełniłem go, przyczyny mi niewiadome.
Badającym wzrokiem popatrzał nań Kazio. Migura odwrócił oczy.
— Nie domyślasz się nic?
— Coś zaszło, coś zaszło! nie wiem, coś zajść musiało, no, nie mogę odgadnąć, podkomorzyna była bardzo wzruszona.
— Czy naraziła się nowoprzybyłéj?
— Nie wiem — rzekł rządca.
— Ale niepodobna, kochany panie Miguro, abyście coś się nie dorozumiewali. Jakeście moim dobrym przyjacielem! Co to być może?
Rządca począł coś poprawiać na stoliku skłopotany wielce.
— Nic to tam tak strasznego nie jest zapewne — szepnął — pani dała jéj dwa tysiące złotych na początek, u mnie miała ze sześćset, nie bez tego żeby i oszczędności nie zrobiła, więc, biedy nie dozna. Ja myślę, że panna Justyna lubiąca pośmiać się, pochichotać, musiała może nieostrożnie gdzie dać się przydybać naszéj pani, która bardzo jest surową, może wieczorem, w ogrodzie, najniewinniéj.
To co miało uspokoić pana Kazimierza, właśnie go najmocniéj zmięszało, zaciął usta i poszedł zamyślony do mieszkania.
Co się działo w garderobie, gdzie tymczasowe zwierzchnictwo obejmowała kapitanowa Deręgowska, to się opisać nie daje. Najokropniejszém było ze wszystkiego, iż od pierwszéj chwili gdy ta wieść gruchnęła, przypisano banicyę pannie Zofii.
W garderobie zapewniała panna Matylda, służąca hrabinéj, i Deręgowska i inne dziewczęta, że Justysia uchybiła pannie Zofii, odpowiedziała jéj hardo, i że za to musiała iść precz.
— Tak to, tak! — mówiła nie ładna ale paradna hrabinéj sługa, poprawiając suknię jedwabną i loki w zwierciadle — służ wiernie całe życie, potem przyjdzie któréj fantazya, oskarży cię ktoś „bezniewinnie“ i fora ze dwora. Taki nasz los, taki!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/166
Ta strona została przepisana.