Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/17

Ta strona została skorygowana.

widać było rozmówić, spostrzegłszy to, gość sobie wody nalał i rumu, i chwycił pić, a korzystając z téj pauzy, gospodarz się wysunął.
Po dobréj chwili służący, który już był trzęsionką pragnienie ugasił skutecznie, pokazał się w progu.
— Może pan co każe!
— No, nic, niech popasa Jędrzéj co rychło i do Zamsza pośpieszymy. Ale, ale — dodał — rozpytaj się tam, kto tu bywał w Zamszu pod te czasy, z propinatorem się nie dogadać, mruk.
Służący kiwnął głową i wyszedł.
Powrócił do izby szynkownéj i tu się rozgościł. Teraz, gdy już pragnienie zostało uspokojone, pomyślał, że nie od rzeczy by było coś przetrącić. Berkowska krzyknęła na Handzię.
— Tylko się żywo zawiń i kiełbasy usmaż.
Nadeszła i Maryś zadumana. Na tę jéjmość zaraz napadła, że się tylko włóczy, że jéj nigdy nie ma gdy potrzeba i t. p. i kazała prędko przynieść suchych trzasek, — aby mi zaraz ogień był.
Podróżny u drzwi drzémał, więc jakby nie było nikogo. Sługa wypytywać zaczął o Zamsze, wszczęła się rozmowa nadzwyczaj ożywiona, ale w niéj Berkowski udział miał mały. Oczyma nawet hamował żonę, żeby się znowu zbytnio nie wygadywała, ale ta go rozumiéć nie chciała, tak, że i chrząkanie nie pomogło.
Pani Dorota wypocząwszy, miała świerzbiączkę w języku.
— Już, co prawda, proszę pana Józefa — rzekła do sługi — już, co prawda, że do tego Zamsza, to jest czysta processya. Co za dziw! pani taka bogata... a bezdzietna... Więc to tam, nie przymawiając każdemu w słowie, że coś utarguje... Ale ho! ho!... Co mam gadać! Ma ona pieniądze, ale ma i rozum.
Pan Józef głową potaknął.
— A no, pewnie — mówiła gosposia, ocierając się z potów