— Marylce by to nie uszło, ale ja po obiedzie, gdyśmy zostały same — mówiła hrabina — nie wytrzymałam i zagadnęłam tout simplement babunię: — Proszę babci, coś mi mówiono, że babcia miała jakąś przykrość? musiała podobno odprawić służącą do któréj była nawykła? O! wchodzę bardzo w to, że się niewymownie na tém cierpi. Co ja z moją Matyldą znoszę, a wolę jeszcze tę, niż inną, nową. — Patrzałam, mówiąc to, na twarz babuni, mało co się poruszyła.
— W istocie — rzekła — byłam zmuszona odprawić Justysię, ale, choć to się dziś stało, a były do tego powody bardzo ważne, oddawna miałam to postanowienie. Cierpiałam długo. Żal mi jéj było. Naostatek sprzeniewierzenie się nie do darowania, zmusiło mnie się jéj pozbyć.
Wyraźnie mi powiedziała: — sprzeniewierzenie!
— Jakiegoż rodzaju? — spytał Sylwester.
— Nie śmiałam pytać. Jestem pewna, najpewniejsza, że denuncyantem była ta donzella.
— Oh! pour ceçi! tegom pewna!
Maryla parasolikiem coś kreśliła na piasku.
— A ja — rzekła — jestem pewna, że nie.
— Esprit de contradiction! — mruknęła hrabina śmiejąc się złośliwie.
Nie odpowiadając na zarzut, piękna panna ciągnęła daléj:
— Nadto jest przebiegłą, ażeby coś podobnego popełniła. Pomogła może komu, ale sama! o nie!
Gerard słuchał i rozglądał się.
— Ty, mój drogi — zwróciła. się do niego hrabina — nigdy nie byłeś pożądańszym w Zamszu, jak dziś. Przynosisz ze sobą wesołość, któréj tak potrzebujemy! tak! a! co za nudy!
— Dziękuję! — rzekł Gerard. — Będzie to niepospolitą sztuką, jeśli ja potrafię w téj atmosferze zachować to co zowiecie moim dobrym humorem, a jak ja się tu z nim wydam?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/177
Ta strona została przepisana.