Podkomorzyna nigdy i przed nikim się nie skarżyła na to, co ją otaczało; czasem twarz jéj bywała smutniejszą, zadumaną, wyrazy nie płynęły z ust tak swobodnie jak zwykle, lecz, o ile możności, bólu, znużenia, niecierpliwości nie dawała poznać po sobie. Ażeby drugich tém nie męczyć, unikała nawet najmilszych jéj wspomnień, córki zmarłéj, i naówczas tylko mówiła o niéj, gdy ktoś sam wszczął rozmowę. Długie życie nadało jéj ten hart, który czasem zewnętrzne oznaki chłodu przybierał. Z wielką ludzi znajomością, nie okazywała téż nigdy tym, z którymi żyła, że ich słabości poznała, więcéj można się o tém było przekonać z czynów jéj niż z mowy. Dla wszystkich grzeczna bardzo, do czułości fałszywéj zmusić się nie umiała dla nikogo, ale kochając nie taiła się z przywiązaniem.
Łatwo téż w obejściu się jéj z Zosią wszyscy wkrótce mogli dojrzeć, że do niéj najwięcéj miała serca. Budziło to zazdrość, przymówki, starano się bardzo zręcznie chwaląc ulubienicę wyszydzić ją nieco, podkomorzyna się uśmiechała czasem, niekiedy brała jéj stronę, lecz napaście te chybiały celu, zbliżały owszem staruszkę do wnuczki. Obie panie przybyłe i wszyscy trzéj panowie zatrzymali się czas dłuższy. W końcu jednak hrabina już wytrzymać nie mogła i wyrwała się, choć Maryla rada była pozostać. Przymówiła się o to sama do babuni, która z największą uprzejmością, podziękowawszy jéj,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/185
Ta strona została przepisana.
1.