z podkomorzyną, bo Maryla wyprowadziła w ganek od ogrodu Zosię, a Kazio poszedł za niemi, Gerard, wedle zwyczaju, wychwalał pannę Morawińską.
— Babcia kochana ma szczególne szczęście — mówił — wypisuje sobie na niewidziane z Polesia panienkę, po któréj można się co najwięcéj spodziewać skromnego i prostodusznego stworzeńka, i los daje jéj prawdziwie niepospolitą, znakomitą pannę, któraby najwytworniejszego salonu nie zeszpeciła.
— Ale, że to ty przyznajesz — odezwała się podkomorzyna — to najdziwniejsze.
— Dla czego?
— Bo ty wcale do admiracyi nie jesteś skłonnym. Zresztą, możesz być wybrednym, masz do tego prawo...
— Nie mam najmniejszéj zasługi, babciu kochana, oddając sprawiedliwość pannie Zofii. Przyznaję się, żem z uprzedzeniem przybył, alem został zwyciężon.
— A! mój drogi — przerwała pani Mylska — tylko nie tak gorąco...
Gerard się zarumienił nieco.
— Wie babcia, to nieszczęście, że my wszyscy przy bardzo piękném imieniu, jesteśmy skazani na polowanie o posagi, gdyby nie to...
Gerardowi zdawało się może, iż tak, niby żartując, wydobędzie z babuni choćby wskazówkę jakiegoś, czy wyposażenia, czy obdarzenia.
Podkomorzyna trochę się zmarszczyła i odparła obojętnie:
— Nie ogaduj-że się — proszę, tak znowu ubodzy nie jesteście.. Ale, gdyby nawet, co mi się nie zdaje... Zosia miała znaczniejszy posag, mimo że ci się podoba, wątpię by się wasze charaktery i temperamenta godziły.
Uderzyło mocno Gerarda to wyrażenie, iż babci się nie zdawało aby panna znaczniejszy posag mieć mogła. Była to drogocenna wskazówka, było to wyznanie, iż babcia téż nic zna-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/195
Ta strona została przepisana.