Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/200

Ta strona została przepisana.

— Nie, ale co tobie przystoi, mnie by nie uszło. Jestem sobie ubogą szlachcianką z Polesia i choć przypadkiem bawię u bogatéj babuni, wśród majętnych jéj krewnych, nie powinnam przyjmować obyczajów memu stanowi niewłaściwych!
— Dziwactwo i fantazya!
— Nazwij jak chcesz, ale ja się nie ubiorę inaczéj.
Proces wytaczał się do babci. Zosia była niewzruszoną, kwiatek wpięła w ciemne włosy, więcéj nic.
Popsuło to humor Maryli, która się przebierać chciała, ale czasu już nie stawało, wyszły do salonu jak były.
Wkrótce téż ekwipaż czterokonny z liberyą wytworną, przywiózł młodego hrabiego Paulina z panem professorem.
Hrabia, mimo że był zapalonym do nauk i cały się im poświęcił, nie stracił przez to powierzchowności salonowego młodzieńca. Czarne, krucze włosy, oczy ogniste i rozumne, twarzyczka wschodniego typu, trochę smagława, czyniły go oryginalnym. Babka i ciotka zwały go Arabem. Miał w istocie coś z syna pustyni w sobie: zwinność, siłę, żywość i rasowe kształty, których piękność uderzała. Dziwnym jakimś trafem, choć w rodzinie nikt tak dalece naukami się nie zajmował, Paulin od dzieciństwa był zakochany w książkach i chciwy wiedzy. Zarazem miał jednak wszystkie namiętności młode i starczył na nie siłą żywotną, jaką go natura obdarzyła.
Przy nim dowcipny Gerard ze swą nieco niewieścią pięknością, wyłysiały Kazio, nawet poczciwy, ale nieco niezgrabny i nieobrotny professor Ludwik, nikli i gaśli. Paulin miał w sobie coś idealnie młodzieńczego, a razem był dziecinnie Wesół i wcale nie pedant. Lubiła go od lat dziecinnych podkomorzyna, którą on babcią nazywał. Powitanie było uprzejme i wesołe. Zaprezentował pana Ludwika, przedstawił się nieznajomym i z łatwością człowieka nawykłego do towarzystwa, zajął w niém miejsce.
Wśród tych powitań rumieniec Zosi i skłopotanie wielkie