przebaczać, nawet chwalić i wielbić, byle mnie ztąd nie wypędzono.
Jakoś się professorowi nie zupełnie dobrze kleiło, co chciał powiedzieć niby nieznacznie, niby nie mówiąc. Zosia jednak rumieniła się i spuszczała oczy, a podkomorzyna wzrokiem niemal podsłuchiwała rozmowę. Zwrócono ją znowu na Hrud. Ludwik mówił o nim z zapałem, zapominał się i wtrącał czułości, ktoremi się zdradzał ciągle, choć Zosia niby ich nierozumiała. Czasem śmiała się z nich, aby się nie rumienić.
Wśród téj poufnéj rozmowy na uboczu, ogólna brzmiała świetnie, gładząc ją i zaćmiewając swym blaskiem. Maryla popisywała się z literaturą, z miłością poezyi, Gerard z dowcipem, a hrabia Paulin doskonale dotrzymywał obojgu. Piękne oczy Maryli zwracały się na Araba z upodobaniem i nie bez zdradliwego zamiaru podbicia. Hrabia Paulin wszakże wytrzymywał ich ogień na pozór chłodno i jakby o lat dziesięć był starszym. Podkomorzynę widocznie bawiły te fajerwerki, do których najmniéj się mięszał Kazio, bo ten tylko o sporcie, koniach, myśliwstwie i przyjemnościach innych kawalerskiego żywota, mógł mówić z erudycyą. Wszelka inna obcą mu była i niemiłą.
Wkrótce nawet i Gerard musiał się usunąć z placu i przejść bawić babunię, tak Maryla na własność sobie zagrabiła młodzieńca. Okazywała nadzwyczajną ciekawość do tych wszystkich nauk, które jego zajmowały, żałowała, że nie była mężczyzną aby się im poświęcić, ogadywała siebie w sposób najdziwaczniejszy i malowała tak, że trudno by ją w tych wizerunkach poznał. Hrabia Paulin widząc ją po raz pierwszy, ze zdumieniem brał to wszystko za najprawdziwszą prawdę, była to tylko znakomita sztuka niewieścia zajęcia sobą.
Podobała mu się szczególniéj ta chciwość wiedzy w młodéj panience, chociaż stosunkowo do niéj, wiadomostki Maryli, zręcznie naprzód wysuwane, bardzo były ubogie, kilka razy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/203
Ta strona została przepisana.