nawet zuchwale strzeliła potężnego bąka, Paulin się uśmiechnął tylko i przez grzeczność nie dał poznać po sobie, co myślał. Za wszystkie bałamuctwa płaciła oczkami, uśmiechem, młodością, rzeczywiście wdzięku pełną, która musiała na szczególnie zaczepionym i wyzywanym chłopcu uczynić wrażenie.
Gerard spełniał uczciwie swe obowiązki braterskie, podnosząc każde siostry słowo i oprawiając je jak jubiler w stosowny komentarz, dodający mu blasku. Przed obiadem pochwycono tak i zasekwestrowano hrabiego, że Zosia mogła się bez przeszkody wygadać z Ludwikiem, co ją w bardzo dobry humor wprawiło. Podkomorzyna widząc towarzystwo swe całe tak ożywioném, uśmiechała się i przysłuchiwała szczęśliwa.
Przy obiedzie zmieniło się o tyle, że hrabiemu wypadło usiąść przy pannie Zofii i przez grzeczność rozpocząć z nią rozmowę. Maryla siedząca naprzeciw, zazdrośna, niespokojna, przerywała ją o ile tylko mogła, starała się przeszkodzić, ale nie wiodło się jéj w tém przedsięwzięciu, młody hrabia, czy to, że przez professora był uprzedzony o pannie Zofii, czy że go ona skromną swą postawą, a intelligentną fizyognomią zajęła, uparł się ciągle z nią rozmawiać, a po kilku wymienionych słowach tak jakoś zasmakował w tém, że zbywając pannę Marylę i jéj pytania krótkiemi odpowiedziami, cały się do sąsiadki swéj zwrócił. Wprawiło to w bardzo zły humor Marylę, która z Gerardem razem zaczęła wszystkim przycinać złośliwie, osobliwie Zosi i jéj pustelniczému życiu na Polesiu, jéj prostocie, jéj bojaźliwości i t. p. Zosia uśmiechęła się na to, professor Ludwik trochę zmarszczył, i od stołu wstało towarzystwo podrażnione.
Zosia, która parę razy boleśnie była dotkniętą ostrym językiem Maryli, po obiedzie zbliżyła się do niéj i szepnęła:
— Bardzo bym była wdzięczną, gdybyś mnie pani tak czę- o za cel swojego dowcipu u ie brała. Nadto jestem prostodu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/204
Ta strona została przepisana.