— Jak ty myślisz, kochany Miguro, bo my, jak mi Bóg miły, nic a nic nie wiemy, czy téż podkomorzyna ma dla nas odrobinę serca? czy ona dla nas co zrobi?
Na samo wspomnienie podkomorzynéj, Migurę jak zimną wodą oblał, zamilkł.
— Ona państwa wszystkich przecie tak kocha! — przebąknął po chwili.
— Tak, powiedz, kochała, bo teraz pono panna Zofia...
— A cóż to ma jedno do drugiego! — odparł Migura.
— Dawniéj, póki téj faworytki nie było, ona myślała pono uczynić coś dla nas i słyszałem, że nawet w aktach coś zrobiła?
Migura oczy spuścił.
— Któż to może wiedzieć! — mruknął.
— Ale tak powszechnie utrzymują — ciągnął rozgadując się Kazio, nie chcąc już, tak mozolnie naprowadzonéj urywać rozmowy. — Hrabina Buska powiada, jakoby z pewnością wiedziała o testamencie.
Migura ruszył ramionami.
— Ja tam o tém nic nie wiem — dodał — nic.
— Więc, okazuje się, że chyba nie ma nic — dodał Kazio — bo któżby to lepiéj mógł wiedzieć nad pana.
— Nie, proszę hrabiego — przerwał Migura — nie, bo ja się tu do niczego nie mieszam. Zkądże ja bym mógł o tém wiedzieć. Nasza święta pani (tu westchnął) ma ona swoje przyczyny pewnie, ale nigdy się żadném słówkiem nie zdradzi nie wygada.
Kazio posmutniał znacznie.
— Wiesz, kochany Miguro, jeżeli podkomorzyna o nas nie pomyślała wcześnie, czém to grozi? Majątek jest cały jéj, nawet naszego dziadka co było, to w nim utonęło, zatem po niéj nie dostanie się nam ani prószynki. Weźmie wszystko Morawiński.
Migura ramionami ruszył.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/208
Ta strona została przepisana.