Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/211

Ta strona została przepisana.

— To nie może być — rzekł Migura — to nie może być, komu jak komu, a że jéj zapis zrobi, tobym przysiągł za to...
— Jak zacznie odkładać i drżéć bruliony! — pomyślał Kazio, ale nie powiedział nic.
Napili się wódki raz i drugi, pogawędzili jeszcze; Kazio na nowém stanowisku, zostawszy sam, miał się czas namyślać, a tak się w kombinacyach zanurzył, że przepuścił zająca, to fraszka, ale kozę téż o dwadzieścia kroków, która mu białym fartuszkiem zaświeciła, na cel nie mógł wziąść, poszła... Z rozmyślania wypadło nic nie mówić Gerardowi, zostawić go jego własnéj woli, a do panny Zofii żywo się zbliżyć i z determinacyą.
Gdy się to działo z panem Kazimierzem, pan Gerard ze swéj strony, coraz mocniéj czając jak go lekko traktowała panna Zofia, zaczynał się nią tém mocniéj zajmować. Niczémby to nie było, ale żartowniś ów, szyderca, dowcipniś, ani się spostrzegł jak mu serce w piersiach uderzyło.
Dla przestrogi szanownego czytelnika, musimy tu jedną uwagę uczynić, którą, choć nie wątpimy, że on by sam pewnie zrobił z obowiązku, przed nim postawić musimy, jak solniczkę do obiadu, potrzebną czy nie.
Miłość, zupełnie tak jak upojenie winem, działa różnie na rozmaite temperamenta. Kochając się prawdziwie i przypuśćmy nawet, mocno, inaczéj się będzie kochał Kazio, Sylwester, Ludwik i Gerard. Dowcipny człowiek ma miłość ostrożną, nie wydaje się z nią, nie daje jéj opanować, walczy, często nawet wypiera się tego, co go w końcu gotowo pozbawić dowcipu i swobody.
I Gerard téż, choć się zakochał trochę, choć mu się Zosia wydawała coraz ponętniejszą ze swą prostotą, powagą i prawdomównością, choć w duchu uznawał ją nieskończenie wyższą nad płochą a śmiałą i błyszczącą Marylę, strzegł się wydać ze swą tajemnicą. Miłość to była wywołana nie tylko przymiotami duszy panny Zofii, lecz zarazem jéj wdziękiem i postacią