Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/213

Ta strona została przepisana.

popatrzeli na się, ale do żadnych tłumaczeń nie przyszło. Żaden téż z nich postępowania nie zmienił. Kazio był w atencyach nadzwyczajnych, rzucał się za upadającemi kłębkami, podawał krzesełka, biegał, choć mu to dla jego okrągłości ciężko przychodziło, po żądane książki i przynosił chustki. Gerard siedział naprzeciw, magnetyzował wzrokiem, wciągał w rozmowę i unosił się nad każdém słowem.
Podkomorzyna, jak zawsze baczna, może widząc to, śmiała się w duchu, lecz udawała, że się niczego nie dorozumiewa.
Z Marylą dzień czy dwa trwały dąsy, w końcu jakoś zatarło się to i dobre stosunki wróciły, lecz Zosia, która nigdy poufałą bardzo nie była, teraz stała się jeszcze ostrożniejszą. Maryla starała się ułagodzić zupełnie, okazywała czułość, przyjmowano ją wdzięcznie, ale zdaleka!
Na dnie serca pięknéj panienki został się gniew i uraza nieprzebaczona, nie kryła się z tém przed sobą, że nienawidziła Zofii.
Jak tylko Gerard więcéj się zbliżać zaczął do niéj, postrzegła to, uczuła hrabianka, nie dowierzała zrazu oczom, milczała, w końcu, po kilku dniach zawrzała gniewem. Nie chciała wybuchnąć, wstrzymywała się, musiała upewnić, że się nie myliła, aż w ostatku, gdy jednego wieczora Gerard z widoczném zachwyceniem się zdradził i począł być niemal natrętnym, już Maryla wytrzymać nie mogła.
Gdy się rozchodzili dała mu znak ażeby za nią szedł.
— Mam do ciebie interes — szepnęła.
Gerard się prawie domyślił, ale musiał być posłusznym.
Zaledwie przestąpili próg pokoju Maryli, gdy się obróciła ku niemu.
— Słuchaj ty — zakrzyknęła z gniewem — ja cię nie poznaję od dni kilku. Co ty sobie myślisz? czy to są żarty? Jeśli tak, to niewłaściwe, czy naprawdę myślisz o téj głupiéj dziewczynie? zwaryowałeś czy co?