Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/221

Ta strona została przepisana.

czyło. Władza militarna objęła po mnie sukcessyę. Byłbym jeszcze rad, gdyby mnie stało na ładną trafikantkę co cygara sprzedaje, ale daléj to i o to będzie trudno. — Począł wzdychać ciężko.
— Niech licho por wie takie czasy — rzekł przejęty gorzkiemi myślami. — Las chciałem sprzedać, wiedzą łajdaki że potrzebuję, dają mi ceny śmieszne. Kredyt! gdzie jaki kredyt? Pszenica po niczému. Owiec w jesieni drugi raz strzydz nie daje rządca, choć siadłszy płacz, a tu pieniędzy gwałtem, rozstąp się ziemio, pieniędzy.
— Słowo w słowo, mógłbym ci to powtórzyć — rzekł zimno Gerard — o własnem położeniu mojém, więc po co się mamy temi psalmami pokutnemi trapić. Ale czyż być może, aby babunia, seryo?
— Migura nigdy w życiu nie skłamał. Lata już jak oparzony, rewidując powozy i wybierając konie.
— A! przyznam ci się — rozśmiał się gorzko Gerard — babunia jest dowcipna! nie mogła się nas pozbyć inaczéj, wyjeżdża sama. Wiesz! że gdyby to nie nas spotkało, powiedziałbym, że przedziwne. Ha! cóż robić...
Kazio oddawszy nowinę niepomyślną Gerardowi, sam posępnie się cofnął do swojego mieszkania, usiadł w oknie i zadumał się, czyby przecie jakim sposobem lasu tego sprzedać nie można.
W głowie mu się to pomieścić nie mogło, ażeby szlachcic, nawykły do grosza, nie miał pieniędzy i dostać nie znalazł sposobu.
Gerard bardzo pośpiesznie ubrał się naprędce, a choć z Marylą byli na zimno od owego wieczora, tak, że zaledwie mówili do siebie, pobiegł do niéj.
Piękna panna tylko co była wstała i narzuciwszy na siebie aksamitny szlafrok, którego sznury ściągała właśnie, szukała nóżkami pantofelków. Spojrzała we drzwi zdziwiona.