lim mimowolnie dała jaki powód do nieukontentowania, najmocniéj przepraszam! po stokroć, a błagam, nie skarżyć mnie przed babunią i nie gubić nieszczęśliwéj.
To mówiąc dygnęła uroczyście, rozśmiała się szydersko, i wyszła. W progu, do którego stała tyłem, przerażona, dopiéro teraz zobaczyła stojącą, nieruchomą podkomorzynę, która z politowaniem patrzeć się na nią zdawała. Unikając spotkania i przykrych tłómaczeń, babunia w téjże chwili odwróciła się i znikła.
Maryla cała drżąca, wyszła blada do swojego pokoju i rzuciła się na krzesło, oburącz chwytając za głowę. Zrozumiała to bardzo dobrze, iż przed podkomorzyną skompromitowała się swém postępowaniem w sposób najnieszczęśliwszy. Zastała u siebie Gerarda jeszcze, ale odezwać się do niego nie mogła, zbyła go bólem głowy i odprawiła. Poszedł do siebie.
Jeszcze on i Kazio zajmowali się ubraniem do śniadania, rozmyślając nad swém położeniem, gdy do pana Kazimierza wpadł szybko z twarzą pomięszaną Migura.
— Zlituj się pan, coś pan najlepszego zrobił. Biedy mi nawarzyłeś strasznéj! Okazuje się, że podkomorzyna w téj chwili wcale nie ma zamiaru wyjeżdżać, a ja jéj dobrze nie zrozumiałem. Mówiła mi tylko o koniach i powozach, na wypadek wyjazdu, który może i za miesięcy kilka nie nastąpi. Pan musiałeś o tém powtórzyć komuś jako o blizkim już wyjeździe i dostałem najokropniejszą burę.
Załamał ręce.
Kazio, który właśnie się golił, stał z brzytwą w ręku i twarzą namydloną, osłupiały.
— Zlituj się pan, odrób co zrobiłeś, na teraz mowy o wyjeździe nie ma.
Kazio nie rzucając brzytwy zawołał:
— Ale to nie ja!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/224
Ta strona została przepisana.