Migury już nie było. Pan Kazimierz zawsze z brzytwą w ręku, biegł do Gerarda.
— Na Boga Gerardzie! posiałeś plotki o wyjeździe! Babka się gniewa! pewnieś był u Maryli, bodaj cię z twoją paplaniną. Wyrosła z tego nieprzyjemna historya.
Gerard już był ubrany i natychmiast pośpieszył do siostry, którą zastał w fotelu jeszcze i zapłakaną.
— Marylku — rzekł wpadając — musiałaś ty się z tym wyjazdem wygadać przed kimś! Podkomorzyna wcale teraz jeszcze jechać nie myśli. Stało się jakieś nieporozumienie.
Zobaczywszy łzy dodał:
— Co tobie jest?
— Daj ty mi pokój z wyjazdem, z podkomorzyną i ze wszystkiém, jestem najnieszczęśliwsza. Idź sobie, jestem chora!
Odepchnięty Gerard, widząc, że tu nie pora mówić i że się trzeba dać wypłakać Maryli, cofnął się do drzwi. W progu samym spotkał Zofię, która miała wejść do pokoju, ustąpił jéj i nie mogąc już się zawrócić, poszedł powoli do oficyny.
— Przychodzę do pani z rozkazu podkomorzynéj — odezwała się głosem łagodnym Zofia, chociaż widać było jak ją wiele krok ten kosztował. — Kazała mi panią zapewnić, że wieść o wyjeździe była fałszywą, a co do mnie — dodała — proszę pani byś wierzyła, że w moich uczuciach dla niéj nic się nie zmieniło.
Maryla wysłuchała zdumiona.
— To Gerard — zawołała mięszając się — był przyczyną całego tego nieporozumienia. Miarkujesz, kuzynko, że kochając babunię, możemy o jéj serce być trochę zazdrośni, że ja jestem porywcza, unieść się mogłam. Zabolało mnie, żem się o tym projekcie wyjazdu dowiedziała ostatnia.
— O wyjeździe na teraz, mowy nie było — cichym głosem odezwała się Zofia — niech się pani uspokoi i zapomni o tém.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/225
Ta strona została przepisana.