znośnie długi. Wieczorem powtórzyła się niemal ta sama co przy obiedzie rozmowa i nudy. Towarzystwo się téż wcześniéj niż zwykle rozeszło, aby widocznie cierpiącéj babuni dać spocząć.
Nazajutrz, już nie Kazio, ale Gerard się dowiedział z kartki przysłanéj mu przez Marylę, a téj oznajmiła o tém z rana służąca, iż po doktora dla podkomorzynéj posłano.
Lekarzem zwykłym, który rezydował w sąsiedniem miasteczku, był doktor Sprawiński, uczeń Franka i Śniadeckiego, człek uczony, zacny, już niemłody, sumienny bardzo, ale w po-życiu trudny.
Mało jest ludzi coby się umieli oprzeć wpływom swojego stanu i położenia, i umieli pozostać ludźmi, zapominając nieco o przywilejach powołania. Doktor ma zawsze prawie trochę arrogancyi, nawykając do tego, że w nim widzą i czczą zbawcę, słuchają go jak wyroczni. Może téż i obycie się ze wszystkiemi nędzami człowieka, mało im go szacować każe. Artyści okrywani oklaskami, szczególniéj muzycy, skłonni są także mieć się za pół-bogów. Chorują na tę autolatryę i piękne kobiety i pieszczone dzieci i potroszę wszystkie znakomitości.
Doktor Sprawiński wyjąwszy to, że czcić się kazał jako spadkobiercę nauki i geniuszu Franków i Śniadeckich, był najgodniejszym człowiekiem. Lecz żyć z nim nie było łatwo. Wszystko mu dogadzać musiało, być na zawołanie, a uchowaj Boże chybiono mu, stawał się grubijaninem. Jednakże wyjątkowo dla podkomorzynéj był grzecznym i szanował w niéj nietylko charakter, cnoty, ale męztwo, z jakiém pogodnem czołem znosiła w życiu wiele, nie szemrząc.
Przybycie doktora Sprawińskiego dla Zosi, która go już widywała, było pożądane, ale dla reszty rodziny prawie groźne. Nie oszczędzał on jéj i mówił czasem tak ostre prawdy, iż każdy rad był uniknąć z nim spotkania.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/227
Ta strona została przepisana.