Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/229

Ta strona została przepisana.
4.

Zdrowie staruszki w skutek doznanego gwałtownego wzruszenia, pogorszyło się widocznie. Jak wiele osób w podeszlejszym wieku, poczęła się snać trwożyć o siebie, i to także przyczyniało się do spotęgowania choroby. Po kilku dniach podkomorzyna położyć się musiała.
Rzuciło to postrach na wszystkich, lecz bardziéj niż kiedykolwiek oddalić się nie wypadało. Dom w Zamszu, dosyć wesoły, zmienił fizyognomię. Staruszka przyjmowała w swoim pokoju, wymyślała dla wszystkich rozrywki, prosiła, aby się bawiono, niezważając na nią, lecz nikt do tego nie miał ochoty.
Zosia dzień i znaczniejszą część nocy spędziła przy podkomorzynie. Wychodziła tylko gdy jéj nakazała zastąpić siebie w salonie, lub gdy ksiądz Bylewski przybywał na jakąś naradę i poufałą rozmowę.
Choroba ta podkomorzyny wpłynęła nietylko na najbliższe jéj otoczenie, ale przeraziła co żyło w dobrach Zamszańskich. Chodzili wszyscy przelęknieni samem przypuszczeniem jakichś groźnych następstw.
W istocie jednak nic się nie zdawało zagrażać tak bardzo staruszce, reumatyzm jéj był rzeczą znaną od lat wielu, tyle tylko, że w tym roku nieco się zdawał silniejszym.
Maryla namyśliwszy się napisała do siostry, iż możeby wypadało aby ona przybyła. Kazio oznajmił Sylwestrowi o chorobie.
Migura chodził jak struty, zamyślony, niespokojny; cały dwór rażony był straszną myślą, co się to stanie, jeżeli, uchowaj Boże!...
Być bardzo może, iż żal było niejednemu dziwnie dobréj, wyrozumiałéj, łagodnéj, dobroczynnéj staruszki, lecz większa część tych, co tak boleli zawczasu, drżała nie o nią, ale o siebie.