Migura dał znak, by umilkł, w sam czas, gdyż wierni czciciele cielca złotego, panowie Gerard i Kazio, śpieszyli teraz na powitanie zbogaconego porucznika.
Wpadli, czule ściskając jego ręce.
— Jak-że się masz?
— Doskonale wyglądasz!
— Utył, słowo daję! — wołali na przemiany i śmieli się.
— No, a sukcessya?
— Stał się cud — rzekł porucznik. — Z sukcessyami najczęściéj bywa jak z posagami: przed ślubem są one ogromne, a po nim maleją. Tymczasem moja, która, nawiasem mówiąc, mnie się na niewiele przydała, urosła mi jeszcze przy objęciu.
— Szczęśliwy człowiek! — krzyknął Kazio. — Ale, jeśli ci ona cięży, wyręczy cię kto z nas!
Rozśmiał się porucznik, na którym ten jeden skutek był widocznym, że więcéj daleko mówił i śmieléj.
— Jakoś sobie rady z nią dam...
Wkrótce następowała pora herbaty, dano więc Gondraszowi czas się przebrać i skorzystał z niego, bo się dosyć zabawnie przystroił, snać na intencyę kapitanowéj Deręgowskiéj, któréj serce biło zawsze tak, że ledwie loczki swe do sytuacyi mogła właściwie odświeżyć.
Nim zawołano na herbatę, porucznika prosić kazała do siebie podkomorzyna. Zastał ją samą z panną Zofią, w wielkim fotelu, i on jeden, co dawniéj jéj nie widział, mógł najlepiéj zmianę twarzy, głosu i oczu ocenić. Przestraszył się tém Gondrasz i do kolan przypadłszy, rozpłakał jak bóbr.
Zosię przywitał z równą czułością, i ona była zmizerniałą i bladą. Silił się Gondrasz na wesołość, a dobyć jéj z siebie nie mógł.
Starym obyczajem polskim, a naczytać się o nim można w pamiętnikach Paska i Zawiszy, nie obchodził się żaden przyjazd, rozjazd, powrót z podróży, uczta, przyjęcie, bez podarun-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/234
Ta strona została przepisana.