wano, a pani Ozorowska szczególniéj przy sobie go posadzić chciała, porucznik uparł się dawne swe zająć; tyle lat wysiedziane stanowisko u szarego końca, najmilszém mu ono było.
Kapitanowa przyszła na herbatę w niezmiernéj trwodze, aby po niéj, uchowaj Boże, nie poznano co się w jéj duszy i serduszku działo.
Kazio przysiadł się do porucznika, aby go rozpytać jakie tam miał polowanie u siebie, knieje, psy i t. p.
Trochę ten gość ożywił towarzystwo, a przywiózłby ze sobą więcéj wesela, gdyby wejrzenie na podkomorzynę nie struło mu téj chwili; przestraszył się jéj oczu i policzków zapadłych, wyrazu cierpienia na obliczu i zmienionego głosu. Ozorowska naturalnie przywłaszczywszy sobie pierwsze miejsce i zabrawszy głos, nie dopuściła nikogo do słowa, nie bardzo pytając o to czy ją kto słucha, byleby mówić mogła. Reszta towarzystwa ratowała się szepcząc z sobą półgłosem. Gdy widziała, że nikt na nią nie zwracał uwagi, opanowała głuchą Deręgowską i przed nią zwierzała się z bogactwem swych myśli. Kapitanowa zawsze uśmiechnięta i grzeczna, słuchała z uwagą, choć nie wiele słyszała.
Zosia chwilę zaledwie zabawiwszy w salonie, natychmiast wróciła do podkomorzynéj.
Z niéj pani Ozorowska, równo z hrabiną Buską i Marylą, była wcale niezadowoloną, owszem codzień się więcéj gniewała na tę „dziewczynę“, że śmiała, jak mówiła, akaparować, przywłaszczać, w niewoli trzymać babunię.
O tém jednak w salonie nie mówiono. Familia zbierała się zwykle albo u Ozorowskiéj i tam całemi godzinami rozprawiano, sprzeczano się, kłócono, ogadując potroszę nieszczęśliwą podkomorzynę, a mocno i ostro jéj „faworytkę“.
Nie nazywano ją tu inaczéj, tylko „tą dziewczyną, panną z Polesia, budniczką“ i t. p. Gerard i Kazio milczeli ze swemi afektami, bo za przybyciem hrabiny Buskiéj i Ozorowskiéj tak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/236
Ta strona została przepisana.