rzy, w późniejszym wieku zwłaszcza, gdy się im pozornie polepszy, są najniebezpieczniejsi. Ozorowska także o tém słyszała, gdyż dziadek Mylski, starosta Koziombrodzki, przed zgonem zjadł był nawet kapłona i napił się starego węgierskiego wina, a następnéj nocy Bogu ducha oddał.
Słowem, godzono się na to, że pozorne polepszenie mogło trwogą napełnić, lecz wszyscy nadchodzący świadczyli iż istotnie podkomorzynie było lepiéj. Pomimo to miała się jednak tego dnia spowiadać i przyjąć komunię. Na to także głowami potrząsano.
— Chorzy miewają przeczucia! — szeptała Buska.
Słowem, ktoby ich był słuchał mógłby doprawdy pomyśleć, że się bronili nadziei uzdrowienia.
Jeden tylko poczciwy porucznik przybył na śniadanie z twarzą rozweseloną. Doszły go téż te dobre wieści, i Panu Bogu za nie dziękował. Do kilku kościołów posłał na msze i solenne wotywy, na intencyę uzdrowienia podkomorzynéj i przypisywał polepszenie łasce Bożéj. Uspokojony jadł tego dnia jak za dawnych czasów i Rzęsnowskiego, który do niego z półmiskami powracał, nie odprawiał rekuzą. Deręgowska téż, z pierścieniem na ręku, który przykryła uciętym od duńskiéj rękawiczki palcem, aby nazbyt nie bił w oczy, uśmiechała się i w niewidzianie dobrym humorze, udawała, że się przysłuchuje.
— Panna Zofia wbiegła, na chwilę, rozpromieniona, zwiastując nowinę, że babunia tak dalece lepiéj się czuje, iż chciała nawet wyjść do stołu, ale doktor Sprawiński na to nie pozwolił.
Familia oczyma się zmierzywszy, nie mówiąc słowa, siedziała w milezeniu.
— Byle tylko Pan Bóg dał, a polepszenie to trwałe było! — szepnęła hrabina Buska.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/242
Ta strona została przepisana.