Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/244

Ta strona została przepisana.

siedzi jakby czyhała na jéj zgon. Co to tu będzie, o tém i myśleć nie chcę, jeżeli się rozporządzenie nie znajdzie!
Skrzywił się doktor z wyrazem oburzenia.
— Ale ja nie mogę jéj mówić o tém, ani nakłaniać do tego! — zawołał wikary — to nad siły moje.
— A do mnie to téż nie należy — dołożył Sprawiński — zostawmy więc to losowi i zrządzeniu Bożemu...
Po odjeździe doktora z fizyognomii księdza wikarego, ktoby na niéj chciał i umiał czytać, łacnoby mógł odgadnąć, jakie na nim krótka rozmowa uczyniła wrażenie. Kryjąc się ze swym bólem, ksiądz poszedł się modlić do kaplicy.
Przed wieczorem podkomorzyna już była w łóżku i ciągle senna, choć się opierała temu usypianiu, wśród modlitw i rozmowy ulegać mu musiała. Zosia nie opuszczała ją na chwilę, dając przepisane lekarstwo.
We dworze cisza panowała i niepokój. Wszyscy byli jakby w oczekiwaniu i przeczuciach strasznego ciosu. Tymczasem przed północą po przyjęciu lekarstwa, staruszka ocknęła się, ożywiła, uścisnęła Zosię, łzy jéj pociekły z oczów, zażądała książki swéj od nabożeństwa i różańca. Pomodliła się trochę i cicho poprosiła Zosi aby jéj z pokoju córki przyniosła mały jéj portret, malowany gdy jeszcze była dziecięciem. Ten ustawiła przed sobą na stoliku. Jakiś niepokój zdawał się jéj modlitwę przerywać, przed północą zaczęła szukać kluczyków, które zwykle przy sobie nosiła.
— Moja Zosieczko — odezwała się dając jéj jeden, otwórz moje biurko. Na prawo w niém znajdziesz w średniéj szufladce pakiet opieczętowany. Należy on do ciebie, ale go nie otwieraj aż kiedyś późniéj, nie teraz. Zabierz go i schowaj u siebie.
Zosia chciała się wypraszać, ale sprzeciwiać się staruszce nie było podobna, nie uspokoiła się dopóki nie zobaczyła paczki owéj opieczętowanéj w rękach Zofii, i póki jéj ona do swojego pokoju nie zaniosła. Odebrała potém kluczyki, które włożyła