Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/246

Ta strona została przepisana.

— Ale wygadaj-że się — rzekł energicznie — widzę, że się potrzebujesz wygadać. Cóż ci się stało? Co ci jest? Czy i we mnie ufności nie masz?
Kazio patrzał nań długo osłupiałemi oczyma.
— Bo to zaraz znowu będą, gadaniny i plotki, słowo daję...
— A ja ci daję słowo, że plotek nie będzie żadnych, ja cię przecież nie zdradzę. Mów...
— Mów! tak! łatwo powiedzieć! albo ja wiem i jak i co? sam jeszcze nie rozumiem...
Począł się jąkać i plątać.
Ponieważ Ozorowska i inni przesuwali się i mogli podsłuchać, a Sylwester zmiarkował, że to wstrzymuje Kazimierza, pod pozorem cygara wyprowadził go do swojego mieszkania.
— Mów-że raz i skończ — rzekł — to nie do zniesienia...
Po długich naleganiach zbliżył mu się do ucha Kazimierz.
— Wczorajszéj nocy, przypadkiem wyszedłem... Świeciło się w oknach panny Zofii. Nie możesz mi tego mieć za złe, żem podszedł pod okno od ogrodu. Byłem ciekawy co się tam dzieje. W mieszkaniu jéj nie było. Rozpatrywałem się w niém właśnie, gdy drzwi się otworzyły i panna Zofia weszła na palcach z pakietem dużym, opieczętowanym w ręku, cała jakby przestraszona, wylękła. Śpiesznie pobiegła do swojego biurka, rzuciła w nie pakiet, zamknęła je i pędem wróciła widać na swe stanowisko przy choréj. Co to mogło znaczyć?
Sylwester zasępiony milczał.
— Widziałeś to na własne oczy?
— Proszęż cię, albo wątpisz o tém?
Sylwester przechadzać się począł.
— O téj godzinie chora podkomorzyna spała już — dodał Kazio — zkąd-że się ten pakiet wziął? Co to miało znaczyć?
— Milcz-że z tém — rzekł Sylwester — zostaw to przy sobie. Podpatrzyłeś coś dziwnego, dla mnie niewytłumaczonego, ale któż wie? może się to przydać późniéj.