— Mogą być.
— Zapewne w jakichś papierach? — dodał pan Sylwester.
— Najpewniéj, gdyż podkomorzyna nigdy ich na żadnych dobrach nie lokowała.
— A któż się tém zajmował? — rzekł Mylski.
— Śmiesznie to może powiedzieć, ale ja prawdziwie nie wiem — odparł Migura. — Pani podkomorzyna w ogóle nie łatwo się przed kim otwierała.
Sylwester głową potrząsał.
— Jednakże pan, od lat tylu tu będąc, choć przypuszczalnie mógłbyś odgadywać wysokość tych kapitałów? Dochody były bardzo znaczne a wydatki nader umiarkowane, my, familia, pochlubić się nie możemy wcale, by nam wiele świadczyła.
Migura ruszył ramionami, przeszedł się po pokoju, westchnął parę razy.
— Słowo panu daję — rzekł — że o tém najmniejszego nie mam wyobrażenia.
— Podkomorzyna mieć musiała plenipotenta? — spytał Sylwester.
— Używała czasem prawnika, to tego, to innego, ale stałegośmy nie mieli, bo nam nie był potrzebny.
— Słowem, że tu u was wszystko pokryte jest najgłębszą tajemnicą. Bo, kiedy pan nie wiesz, któż się może tém pochlubić?
Migurze sprzykrzyło się może badanie to, drgnęło w nim coś i odezwał się trochę zmienionym głosem:
— Weźmiecie panowie wszystko w największym porządku, za to zaręczyć mogę. Święta pani nasza nie uchylała się od pracy około utrzymania ładu, wglądała we wszystko... Daj Boże tylko, aby po niéj, gdy ją Bóg do chwały swéj powoła, utrzymał się ten ład, i aby wszyscy tak byli szczęśliwi, jak za jéj panowania, ale, to trudno!! trudno! — dodał Migura.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/252
Ta strona została przepisana.