Uśmiechnął się nieco sarkastycznie pan Sylwester. — Prawdziwie, winszować państwu, boć to na świecie rzecz prawie niewidziana! ha! ha.
Odchodzącego rządca odprowadził z uszanowaniem, aż za próg dworku, a wróciwszy do pokoju, gdzie nań już czekała żona, niemniéj syknął i wskazując przez okno na odchodzącego, rzekł do jéjmości pocichu:
— Szuja! — Wyraz ten wyrwał mu się gdzieś z pod serca, bez jego wiedzy, tak, że dopiéro, gdy na przerażonem licu żony zobaczył wrażenie jakie uczynił, sam się przeląkł, i usta sobie ręką zatulił. Żona udała już jakby nie słyszała.
Do salonu, do którego powrócił pan Sylwester, znać także pomyślna wiadomość już dojść była musiała, wszyscy siedzieli zadumani, jakby wyglądali jéj potwierdzenia.
Ozorowska nie mając z kim rozmawiać drzemała. Gerard z rękami w kieszeniach stał w oknie od ogrodu, Kazio sparłszy głowę na rękach dumał i poziewał. Hrabina Buska podłożywszy nóżkę pod siebie, wygodnie umieściła się w kącie kanapy, Maryla przechadzała się niecierpliwie wzdłuż i wszerz z ustami jakimś dziwnym uśmiechem wykrzywionemi. Gdy Sylwester drzwi otworzył, oczy wszystkich zwróciły się na niego, jakby z zapytaniem. Twarz nic nie odpowiadała.
— Wiesz, ma się lepiéj! — rzuciła mu przechodząc Maryla.
Nie usłyszawszy tych wyrazów hrabina Buska odezwała się z kanapy:
— Powiadają, że się ma lepiéj.
Gerard odwrócił się od kontemplacyi starych drzew...
— Polepszyło się — rzekł.
Kazio głową to potwierdził, a przebudzona Ozorowska porwała się i zbliżyła do Sylwestra.
— Znowu lepiéj się ma. Trzeba przyznać, że silna jest jak mało, na swój wiek szczególniéj. Innaby nie wytrzymała,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - U babuni.pdf/254
Ta strona została przepisana.